Parlamentarzyści szykują zaostrzenie sankcji wobec kierowców łamiących przepisy. Przekonują również, że w imię równych zasad pozbawią się immunitetów w sprawach o wykroczenia drogowe. Wobec siebie tworzą jednak tylko grę pozorów.
Posłowie PO przygotowali projekt, który zakłada m.in. uzależnienie wysokości mandatów od średniej pensji krajowej oraz karanie wszystkich, którzy przekroczyli dopuszczalną prędkość o zaledwie 5 proc. Do tej pory jednak milczą w sprawie zniesienia przy tej okazji immunitetów, którymi zasłaniają się podczas kontroli drogówki. – Procedowany jest projekt nowelizujący ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora, który zakłada zniesienie immunitetu w tych sprawach – mówią w nieformalnych rozmowach posłowie.
Tak rzeczywiście jest – projekt zakłada, że immunitetowcy będą mogli wyrazić zgodę na pociągnięcie ich do odpowiedzialności za wykroczenia drogowe i przyjąć mandat bez konieczności uchylenia przysługującego im immunitetu. W przypadku braku takiej zgody będą miały zastosowanie obowiązujące przepisy dotyczące uchylenia immunitetu (czyli policja za pośrednictwem prokuratora zwraca się do marszałka Sejmu lub Senatu o uchylenie immunitetu). Ale problem w tym, że projekt ten utknął.
Formalnie wpłynął do Sejmu 20 lutego 2013 r., a jego pierwsze czytanie odbyło się 3 kwietnia ubiegłego roku. Rząd dopiero niedawno, bo 29 stycznia tego roku, przygotował opinię w tej sprawie, w której zaleca... dalsze prace legislacyjne nad projektem. Nie jest pewne, czy w ogóle ma szanse wejść w życie. Rząd wskazuje, że wyłączenie immunitetu tylko w sprawach o wykroczenia drogowe będzie skutkowało „brakiem jednolitości systemu prawa w tym zakresie”. Wątpliwości ma też Krajowa Rada Prokuratury, która wskazuje, że „w obecnym stanie prawnym osoba korzystająca z tego immunitetu może zrzec się go i przyjąć mandat lub zapłacić grzywnę”. Z kolei prokuratorzy – na co też zwraca uwagę KRP – odpowiadają za wykroczenia dyscyplinarnie, co może być gorsze, niż zapłata kilkuset złotych mandatu (np. nagana blokuje awans na 3 lata).
Sprawę immunitetów przerabiała też Kancelaria Prezydenta. Jak pisaliśmy w DGP, prezydent poprosił o przygotowanie ekspertyzy dotyczącej kwestii bezpieczeństwa na drogach. Jednym z tematów wziętych pod lupę miała być sprawa osób chronionych immunitetem – sędziów, prokuratorów, parlamentarzystów czy dyplomatów. Nieoficjalnie mówiło się, że taka ekspertyza mogłaby się stać pretekstem do inicjatywy ustawodawczej prezydenta. Ale temat przycichł. – Nie pamiętam żadnej oficjalnej opinii w tej sprawie – mówi doradca prezydenta Wiesław Sikorski.
Mimo wszystko posłowie deklarują chęć zniesienia immunitetów przy wykroczeniach drogowych. W rozmowie z Dziennikiem.pl najczęściej łapany przez policję poseł Wojciech Penkalski (TR) przyznaje, że wolałby zapłacić mandat i mieć sprawę z głowy. Niektórzy posłowie (zwłaszcza ci mniej rozpoznawalni), chcąc uniknąć proceduralnych komplikacji i medialnego szumu, nie przyznają się, że chroni ich immunitet, i zamierzają przyjąć mandat. Ale jak mówi podkom. Mirosław Dybich z wydziału ruchu drogowego KWP Katowice, sprawa nie jest taka prosta. – W ewidencji kierowców nie ma informacji o tym, czy policjant ma do czynienia z osobą, która jest chroniona immunitetem. Z jednej strony jeśli kierowca nie przyzna się, że jest np. posłem, policjant mógłby przeprowadzić postępowanie mandatowe. Ale z drugiej strony dobrze by było, gdyby osoba chroniona immunitetem poinformowała o tym policjanta, by nie narażać go na konsekwencje związane z wystawieniem mandatu niezgodnie z prawem – mówi.
Nałożenie mandatu w przypadku posłów jest na tyle skomplikowaną sprawą, że niewykluczone, iż dane z Kancelarii Sejmu mówiące o 40 wnioskach o uchylenie immunitetu w całym 2013 r. to tylko wierzchołek góry lodowej. Pozostałe przypadki najprawdopodobniej giną w mandatowej szarej strefie. – Jeśli miałbym nałożyć na posła jakiś nieduży mandat za wykroczenie drogowe, to wiedząc, ile to papierologii, wolałbym chyba zastosować pouczenie i zamknąć sprawę na miejscu – mówi jeden z funkcjonariuszy.