W ostatnich tygodniach ceny paliw w detalu i w hurcie zupełnie się rozjechały. Od 9 stycznia do połowy ubiegłego tygodnia litr najpopularniejszej 95-oktanowej benzyny (Pb95) potaniał na stacji średnio o 21 gr. Litr oleju napędowego – o 18 gr. Spadek cen wyniósł zatem przeciętnie 4–4,7 proc. Z dokładnie przeciwną tendencją mieliśmy do czynienia w tym samym czasie na rynku hurtowym: cena 1 m sześc. (wraz z akcyzą i opłatą paliwową) benzyny Pb95 wzrosła w Grupie Lotos o 192 zł, a w Orlenie o 190 zł (ok. 5,8 proc.), zaś oleju napędowego odpowiednio o 127 zł i 143 zł (3,7–4,2 proc.).
W polskich rafineriach ceny paliw rosną od połowy stycznia – zauważa Halina Pupacz, prezes Polskiej Izby Paliw Płynnych (PIPP). Zdaniem przedstawicieli organizacji obniżki, jakie można było wciąż dostrzec na stacjach, wynikały więc już nie z niższych kosztów zakupu paliwa od producentów, ale przede wszystkim ze ścinania marży. Właściciele stacji decydowali się na taki ruch, chcąc w ten sposób podtrzymać popyt.
W ostatnich dniach oba polskie koncerny rafineryjne zaczęły jeszcze mocniej windować ceny hurtowe. Miało to miejsce na samym początku lutego, dosłownie dzień po tym, jak na ostatniej styczniowej sesji giełdowy kurs ropy brent skoczył o ponad 6 proc. – Zasadniczym powodem ostatnich wzrostów ceny surowca na świecie były najpewniej wieści o zamykaniu kolejnych odwiertów łupkowych w USA – wyjaśnia Pupacz.
Hurt w Polsce niemal momentalnie zareagował na zmiany notowań ropy naftowej na globalnych rynkach – potwierdza Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z serwisu e-Petrol. Ceny w rafineriach rosły także wtedy, gdy w połowie zeszłego tygodnia ropa ponownie potaniała.
Na początku tego miesiąca, jak wynika ze statystyk PIPP, ON w detalu przestał tanieć. Jego średnia cena nie zmieniła się od końca stycznia (a litr najpopularniejszej benzyny potaniał zaledwie o 1 gr). Wynikający ze zmniejszania marży potencjał do obniżek najwyraźniej zaczął się wyczerpywać. Świadczyć o tym może również fakt, że w ubiegłym tygodniu wyraźnie drożeć zaczęły paliwa typu premium, zarówno 98-oktanowa benzyna, jak i niektóre gatunki oleju napędowego (np. arktyczny). Cena litra pierwszego z tych paliw wzrosła o 4 gr, drugiego o 3 gr.
To skłoniło przedstawicieli PIPP do twierdzenia, że wkrótce nastąpi koniec spadków cen także tych najpopularniejszych paliw. Przewidywania spełniły się już pod koniec ubiegłego tygodnia. Na stacjach zarysowała się wtedy wyraźna tendencja wzrostowa – przeciętnie cena 95-oktanowej benzyny wzrosła o 2 gr na litrze, a oleju napędowego – o 3 gr. - Są wprawdzie nadal takie stacje, na których paliwa jeszcze tanieją, ale w skali całego kraju trend jest już inny - komentują przedstawiciele PIPP.
– Wiele osób obawia się skoku cen paliw – mówi nam Jakub Bogucki. – Ich obawy są uzasadnione, ale mimo wszystko aż tak bardzo bym im nie ulegał – dodaje. W jego opinii zwyżka cen ropy naftowej, jaka dała się zauważyć w ostatnich dniach na światowych rynkach, ma charakter tzw. korekcyjnego odbicia w spadkach.
Ameryka i jej łupki przejmują kontrolną rolę OPEC
Podstawową przyczyną zahamowania spadku cen ropy jest osiągnięcie poziomu, przy którym wydobycie czarnego złota z amerykańskich łupków jest ledwo rentowne. Producenci z USA osiągają zysk przy cenach na poziomie 50–60 dol. W przeciwieństwie do tradycyjnego wydobycia, gdzie ropa z odwiertu pozyskiwana jest przez kilkanaście lat, eksploatacja złóż łupkowych wymaga ciągłego wykonywania nowych odwiertów. W związku z tym ich liczba jest papierkiem lakmusowym branży. Jak podaje Baker Hughes, producent wież wiertniczych, liczba miejsc wydobycia w USA spadła pod koniec stycznia 2015 r. do 1543 (jest ich o 13,5 proc. mniej niż przed rokiem). Zgodnie z danymi Energy Information Agency (EIA), statystycznej przybudówki Departamentu Energii USA, dzienna produkcja ropy w USA już w listopadzie ub.r. spadła o 30 tys. baryłek w porównaniu z październikiem. Czy dalszy spadek miał miejsce również w grudniu, będzie wiadomo dopiero pod koniec lutego br., kiedy EIA opublikuje najnowsze dane. Wartości te pilnie obserwują rynki. Spadek liczby odwiertów idzie w parze z ograniczaniem inwestycji koncernów naftowych zaangażowanych w łupkowy biznes. Brak nowych odwiertów oznacza mniejsze wydobycie. W efekcie cena ropy brent poszła od 30 stycznia do 6 lutego w górę o 10 proc. Jednocześnie branża w krótkim czasie może uruchomić moce produkcyjne i w ten sposób ceny znów polecą w dół. Ropy z łupków będzie więc płynęło dokłądnie tyle, ile opłaca się branży. W ten sposób USA objęły rolę stabilizatora rynku, swing producera, co oznacza, że zmiany w tamtejszej produkcji będą miały wpływ na światowe ceny ropy – skomentował w „New York Times” Daniel Yergin.
Podstawową przyczyną zahamowania spadku cen ropy jest osiągnięcie poziomu, przy którym wydobycie czarnego złota z amerykańskich łupków jest ledwo rentowne. Producenci z USA osiągają zysk przy cenach na poziomie 50–60 dol. W przeciwieństwie do tradycyjnego wydobycia, gdzie ropa z odwiertu pozyskiwana jest przez kilkanaście lat, eksploatacja złóż łupkowych wymaga ciągłego wykonywania nowych odwiertów. W związku z tym ich liczba jest papierkiem lakmusowym branży. Jak podaje Baker Hughes, producent wież wiertniczych, liczba miejsc wydobycia w USA spadła pod koniec stycznia 2015 r. do 1543 (jest ich o 13,5 proc. mniej niż przed rokiem). Zgodnie z danymi Energy Information Agency (EIA), statystycznej przybudówki Departamentu Energii USA, dzienna produkcja ropy w USA już w listopadzie ub.r. spadła o 30 tys. baryłek w porównaniu z październikiem. Czy dalszy spadek miał miejsce również w grudniu, będzie wiadomo dopiero pod koniec lutego br., kiedy EIA opublikuje najnowsze dane. Wartości te pilnie obserwują rynki. Spadek liczby odwiertów idzie w parze z ograniczaniem inwestycji koncernów naftowych zaangażowanych w łupkowy biznes. Brak nowych odwiertów oznacza mniejsze wydobycie. W efekcie cena ropy brent poszła od 30 stycznia do 6 lutego w górę o 10 proc. Jednocześnie branża w krótkim czasie może uruchomić moce produkcyjne i w ten sposób ceny znów polecą w dół. Ropy z łupków będzie więc płynęło dokłądnie tyle, ile opłaca się branży. W ten sposób USA objęły rolę stabilizatora rynku, swing producera, co oznacza, że zmiany w tamtejszej produkcji będą miały wpływ na światowe ceny ropy – skomentował w „New York Times” Daniel Yergin.