Logo Aral, które – po przejęciu tej sieci w 2001 r. przez koncern BP – zostało wycofane z Polski, ponownie wraca na stacje. Właściciel marki postanowił przywrócić zamkniętą ponad 10 lat temu sieć, bo liczy na większą sprzedaż. Mają mu ją zapewnić niemieccy kierowcy, którzy przyzwyczajeni są do stacji z tym logo.
– Użycie marki Aral jest wynikiem analizy preferencji klientów BP. Wielu z nich jest przywiązanych do tego logo, chcemy dla nich mieć odpowiednią ofertę – tłumaczy Dorota Adamska z krakowskiej centrali BP Polska.
Ponieważ Aral jest w Niemczech bardzo popularny, stacje są zlokalizowane przy naszej zachodniej granicy.
W zeszłym tygodniu w Porajowie, niedaleko Zgorzelca, BP uruchomił czwartą w Polsce stację Aral. Podobne działają już w Słubicach, Zasiekach i Łęknicy (woj. lubuskie).
Reklama
Przedstawiciele koncernu zapewniają, że nie ma mowy o odbudowie liczącej wcześniej 105 stacji sieci, a chodzi jedynie o zdobycie rynku w regionach przygranicznych. W ostatnich miesiącach przeżywają one najazd niemieckich kierowców. Jak tłumaczy BP, dynamicznie rośnie zainteresowanie tankowaniem w Polsce. Powód? Korzystne relacje cen paliw. – Choć rodzimi kierowcy narzekają na wysokie ceny na stacjach, to obecnie należą one do najniższych w Unii Europejskiej – przyznaje Rafał Zywert, analityk BM Reflex.
Mniej za benzynę płacą tylko Bułgarzy i Rumuni, a tańszy diesel mają kierowcy z Chorwacji, Luksemburga, Hiszpanii, Rumunii, Bułgarii oraz Łotwy. Dla Niemców ze wschodnich landów tankowanie w Polsce jest opłacalne, i to mimo podwyżki akcyzy na olej napędowy, która weszła w życie z początkiem tego roku. Za naszą zachodnią granicą litr benzyny kosztuje 6,63 zł, czyli o złotówkę drożej niż średnia cena tego paliwa w naszym kraju. Diesel mamy tańszy o około 45 gr.
Turystyka paliwowa kwitnie nie tylko przy zachodniej granicy, ale także na południu oraz przy granicy z Litwą. W Czechach czy Słowacji na stacjach trzeba zapłacić za paliwo o 10 – 15 proc. więcej niż w naszym kraju. Benzyna na Litwie droższa jest średnio o 16 gr/l. Nic dziwnego, że kierowcy z tych krajów masowo przyjeżdżają na tankowanie do Polski.
Stacje, które przeżywają oblężenie, wyczuły świetny biznes. Aby zwiększyć zarobek na zagranicznych klientach, sieci podniosły ceny, ale tylko w regionach przygranicznych. Na przykład w Słubicach za paliwo trzeba zapłacić o 2 – 7 gr na litrze więcej niż średnia krajowa. Drogo jest też na południu kraju. Olej napędowy na stacji Statoil w Cieszynie kosztuje 5,85 zł/l. Z kolei Orlen w Krynicy-Zdroju sprzedaje Pb95 za 5,69 zł/l, a diesel za 5,84 zł/l. Niezależne stacje w tym regionie oferują paliwa nawet za odpowiednio 5,89 i 5,99 zł/l. To o 23 – 25 gr na litrze więcej, niż płacimy średnio za tankowanie w Polsce. Jednak tak wysokie ceny nie zniechęcają zagranicznych kierowców.
I nie zniechęcą ich nawet, gdy wzrosną. A podwyżki są nieuniknione. – Nie sposób liczyć na dłuższe utrzymanie się obecnego poziomu cenowego – twierdzi Jakub Bogucki, analityk E-petrol. Już ten tydzień przyniesie nam kolejną falę podwyżek, zarówno na rynku hurtowym, jak i detalicznym: za benzynę możemy zapłacić o kolejne 5 gr/l więcej niż dotychczas.
15 proc. o tyle więcej niż w Polsce kosztuje paliwo w Czechach i na Słowacji
25 gr o tyle drożej od średniej krajowej sprzedają paliwa niektóre przygraniczne stacje w naszym kraju.

Trwa ładowanie wpisu