Chcemy wiedzieć, czy stacjonarne fotoradary ustawiono tam, gdzie wcześniej dochodziło do wypadków, kolizji, czyli w miejscach wskazanych przez analizy zagrożeń w ruchu drogowym – tak kontrolę NIK w instytucjach upoważnionych do mierzenia prędkości i wystawiania mandatów tłumaczy rzecznik izby Paweł Biedziak.
Przyznaje, że inspektorzy pojawią się nie tylko w policji i strażach miejskich czy gminnych, lecz także w Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego. Instytucja ta od kilku miesięcy buduje system automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym, pokrywając kraj siatką fotoradarów.
Tymczasem już z poprzednich kontroli NIK wynika jasno, że np. gminne straże miejskie wybierają miejsca, w których ustawiają urządzenia, biorąc pod uwagę przede wszystkim, a czasem wyłącznie czynniki finansowe. – Zobaczymy, jak lokalizacje wybierała ITD, czy nie poszła drogą straży. Postaramy się też odpowiedzieć na pytanie, czy te fotoradary, które ustawiono przed kilkoma laty, wpłynęły na spadek wypadków drogowych – wyjaśnia Biedziak.
Sztandarowym przykładem jest gmina Kobylnica koło Słupska, która w budżecie na rok 2010 założyła, że wpływy z mandatów sięgną 7 mln zł, podczas gdy wszystkie wpływy budżetowe oszacowano na 41 mln zł.
Reklama
Mandatowe plany GITD są jeszcze ambitniejsze – w przyszłym roku inspekcja planuje zebrać dzięki sieci fotoradarów nawet 1,6 mld zł. – Ta służba stała się przybudówką dla ministra finansów i jej głównym zdaniem jest łatanie dziur w budżecie. Tymczasem została powołana do życia, aby zwiększać bezpieczeństwo na drogach poprzez kontrolę ruchu ciężarowego. Z biegiem czasu wynaturzyła się i dziś ta funkcja wydaje się najmniej istotną w jej działaniu – komentuje były minister transportu Jerzy Polaczek, dziś poseł PiS.
Kontrowersyjne są również mandaty, które przesyłają inspektorzy GITD kierowcom. Nie zawierają one zdjęć. Te można obejrzeć dopiero, gdy sprawa trafi do sądu. Za to w dokumentacji dołączanej do mandatu jest opisana ścieżka, która pozwala uniknąć dopisywania punktów karnych – wystarczy zadeklarować, że się nie wie, kto prowadził auto, i przyjąć mandat, ale bez punktów karnych. – To kolejny sygnał świadczący o tym, o co tak naprawdę chodzi w systemie nadzoru nad ruchem drogowym. Bogate osoby w szybkich samochodach pozostają bezkarne, niezależnie od liczby mandatów – komentuje Jerzy Polaczek.
NIK-owcy prześwietlą również kontrowersje prawne. Ich ubiegłoroczna wizyta w strażach miejskich zakończyła się doniesieniami do prokuratur. Inspektorzy odkryli, że strażnicy często wystawiali mandaty mimo upływu 30 dni od popełnienia wykroczenia. Tymczasem w takim wypadku sprawa powinna trafić do policji, a środki z mandatu do budżetu centralnego, a nie budżetu gminy. Najprawdopodobniej dlatego strażnicy naciągali lub wprost łamali obowiązujące prawo. Tym razem zadaniem inspektorów będzie również analiza, w jaki sposób ustawiane są policyjne patrole z radarami (tzw. suszarkami) – czyli czy funkcjonariusze polują na nas w miejscach rzeczywiście niebezpiecznych, czy może najczęściej w polu kukurydzy i w środku nocy.