Wczoraj za baryłkę surowca brent na giełdzie w Londynie płacono 105,9 dol., co było jednym z najniższych rezultatów od połowy lutego tego roku. Gdy uwzględni się relację dolara do złotówki, to okazuje się, że taniej polskie koncerny naftowe kontraktowały ropę tylko pod koniec czerwca, gdy baryłka również kosztowała w granicach 105 – 106 dolarów, jednak nieco słabsza była amerykańska waluta. Wtedy nawet ceny bezołowiowej 95 spadły poniżej 5 zł, a olej napędowy można było znaleźć za 4,8 zł. Niestety, tym razem o tak dużych obniżkach możemy zapomnieć.

Reklama

– Jeżeli ceny ropy utrzymają się na obecnym poziomie, to na stacjach za litr Pb 95 zapłacimy najwyżej o 10 groszy mniej. I to nie dzisiaj, tylko dopiero w przyszłym tygodniu – szacuje Rafał Zywert, analityk z biura Reflex zajmującego się analizami rynku paliwowego.

Szansa na korektę jest zdaniem ekspertów niewielka ze względu na tendencję koncernów do podnoszenia marż. – W pierwszym półroczu były na minimalnym poziomie, teraz mogą próbować odrobić straty z tego tytułu – uważa Zywert. Ułatwić im to może kończący się sezon wakacyjny. – Kto wyjechał na wakacje, będzie musiał wrócić i cena nie będzie grała roli. Nafciarze o tym wiedzą – zwraca uwagę Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z firmy E-petrol.pl

W efekcie większe obniżki na stacjach widać będzie dopiero we wrześniu. – Dane związane ze słabnącym popytem na surowiec w USA i na innych rynkach powinny utrzymać cenę surowca na poziomie 105 dolarów – mówi Bogucki. Niemniej jednak gigantyczne spadki na rynku ropy, z jakimi do czynienia mieliśmy podczas globalnego kryzysu w latach 2008 – 2009, są wykluczone. Udowodnił on bowiem, że nawet bardzo dotkliwy spadek koniunktury czy produkcji nie wpływa na obniżenie popytu na ropę. Międzynarodowa Agencja Energii oszacowała, że w całym 2008 roku zużycie ropy na świecie spadło o zaledwie 0,3 proc., a w 2009 roku – o 1,4 proc.