Związkowcy mówili też, że ten protest to presja na Komisję Europejską, by uznała przepisy o płacy minimalnej za sprzeczne z unijnym prawem.
Uważamy, że Komisja powinna również odebrać sygnał niezadowolenia ze strony państw, które czują się oszukane. Weszliśmy do Unii Europejskiej na określonych warunkach. My je wszystkie spełniamy, natomiast wyraźnie wyczuwamy protekcjonizm ze strony państw starej Unii, które próbują nas, usługodawców wyprzeć z rynku - powiedział Jan Buczek, przewodniczący komitetu protestacyjnego.
CZYTAJ TAKŻE Frasyniuk: Nad każdym z nas wiszą gigantyczne kary>>>
Komisja Europejska bada obecnie wyjaśnienie niemieckiego rządu dotyczące przepisów o płacy minimalnej. Bruksela zainteresowała się sprawą zaalarmowana przez kilkanaście krajów, które uważają, że niemieckie przepisy są niezgodne z unijnym prawem. Podkreślają one, że to nieuczciwa walka z firmami z Europy Środkowo-Wschodniej, które oferują tańsze usługi i tym samym są bardziej konkurencyjne.
W dłuższej perspektywie, po wprowadzeniu tych przepisów, naszym firmom grozi bankructwo. Niemcy chcą chronić swoje firmy, a to protekcjonistyczne działanie - powiedział Dawid Bobal z węgierskiego stowarzyszenia firm drogowych. Związkowcy, którzy przyjechali do Brukseli nie wykluczyli zaostrzenia protestu.
Będziemy blokować niemieckie zakłady produkcyjne - Volkswagena, Opla. Zablokujemy wszystkie sklepy Lidla, Kauflanda i nie dopuścimy do tego, by do sklepów został dowieziony towar. Tak zrobimy, jeśli Unia nie zablokuje przepisów - powiedział Krzysztof Maliszewski z firmy z Białej Podlaskiej.
Przedstawiciele firm transportowych narzekają nie tylko na same stawki zaproponowane przez rząd w Berlinie, ale także na nowe, biurokratyczne wymogi. Manifestację niezadowolonych przewoźników zorganizowano przed Parlamentem Europejskim, gdzie dziś wieczorem odbędzie się także debata na temat niemieckich przepisów.