Szukanie oszczędności w budowie obiektów dla zwierząt jest kuriozalne. Skoro budujemy za unijne pieniądze, z Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko (POIiŚ – red.), to nie mogą one trafiać tylko na infrastrukturę, ale także na środowisko – oburza się Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.Ekolog zapowiada, że jego organizacja będzie tropić ewentualne odejścia od wytycznych decyzji środowiskowych i się odwoływać – także do instytucji unijnych. – W razie nadużyć może dojść do cofnięcia dofinansowania z UE – twierdzi Ślusarczyk.
A wszystko dlatego, że rząd szuka oszczędności. Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa (MIB) szykuje optymalizację rządowego programu drogowego do 2023 r. Potrzeba jest pilna, bo do jego realizacji w całości brakuje ok. 50 mld zł. Jedno z rozwiązań to ograniczenie w projektowaniu przejść dla zwierząt.
Nie można powiedzieć, że niektóre przejścia są zbędne. Dla środowiska naturalnego im mniej barier, tym lepiej. Ale rezygnacja z niektórych obiektów nie powinna mieć znacząco negatywnego wpływu na populacje zwierząt – twierdzi Jan Krynicki, rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
W ostatnich latach projektowaliśmy na zapas. Zdarzały się kontrakty, na których jedną trzecią tych obiektów można by było odpuścić – usłyszeliśmy od inżyniera zaangażowanego w program drogowy.
Reklama
Wydatki na te obiekty to setki milionów złotych. Najdroższe są górne samodzielne przejścia dla zwierząt: średnio po 10 mln zł. Ale np. oddział małopolski GDDKiA zbudował dwa pomosty dla zwierząt nad autostradą A4 i linią PKP, z których każdy kosztował po 45 mln zł. Dolne przejście pod drogą to wydatek średnio 5 mln zł (ale np. na S8 między Wrocławiem i Łodzią znajdziemy takie za ponad 9 mln zł). Najtańsze są wydrążone w nasypach przepusty, na które wydać trzeba 200–300 tys. zł.
Ekolodzy podkreślają, że kraj krajowi nierówny, a Polska ma dużą liczbę gatunków żyjących dziko. A rzadsze budowanie przejść w przyszłości może doprowadzić do przerwania ciągłości szlaków migracyjnych zwierząt.
Konieczność budowy w Polsce większej liczby przejść nad drogami w przeliczeniu na kilometr wynika z tego, że nie zdewastowaliśmy przyrody tak, jak stało się to na Zachodzie – twierdzi Rafał Muszczynko z Zielonego Mazowsza.
Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot przypomina, jak GDDKiA zmniejszyła zakres prac przy obiektach dla zwierząt na autostradzie A2 w rejonie Mińska Mazowieckiego. – Inwestor nie wybudował odpowiedniej liczby przejść i postawił za niskie ogrodzenie. W efekcie doszło do wypadków z udziałem zwierząt, w których zginęli ludzie. Bo tak naprawdę przejścia dla zwierząt budujemy też dla własnego bezpieczeństwa – podkreśla Ślusarczyk.
Ten konflikt może być ostry. Bo Pracownia od lat wytyka GDDKiA błędy w projekcie S7 w rejonie Skarżyska, przez co trasa nie powstała. Ta organizacja była też zaangażowana w spór z Dyrekcją w Rospudzie.
Przejść dla zwierząt przez drogi GDDKiA w Polsce jest dziś ponad 4 tys. W krajach starej UE – w przeliczeniu na kilometr – mniej (Dyrekcja przyznaje jednak, że w niektórych krajach nowe przejścia są obecnie dobudowywane na istniejącej sieci).
W sprawie przejść MIB zleciło analizę Instytutowi Badawczemu Dróg i Mostów. – Prowadzimy prace nad określeniem zasad projektowania i wykonywania obiektów ochrony środowiska, w tym m.in. przejść dla zwierząt. Czekamy na opracowanie analizy efektywności przejść – wyjaśnia Szymon Huptyś, rzecznik MIB.
Nad drogą ekspresową S7 w rejonie wsi Powierz koło Nidzicy (to fragment trasy Warszawa – Gdańsk) powstaje prawie stumetrowe przejście dla zwierząt. Będzie jednym z największych w Polsce. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) twierdzi, że przy tej budowie udało się jej zejść z kosztów dzięki zmianie technologii. Ten „most dla mamutów” i tak będzie jednak kosztował ponad 13 mln zł. Wpisuje się on w polskie realia budowlane, w których wydatki środowiskowe (w tym na przejścia dla zwierząt) stanowią 30 proc. kosztów inwestycji drogowych.