ARTYKUŁ OPUBLIKOWANY 1 KWIETNIA, W PRIMA APRILIS:

Najnowszy raport Brukseli nie pozostawia złudzeń - Polska jest na czarnej liście krajów, w których na drogach ginie najwięcej ludzi. Dlatego GITD zdecydowało się na kontrowersyjny krok - każdy kierowca będzie zmuszony kupić urządzenie, które pozwoli na kontrolę prędkości. "Raport Komisji Europejskiej tylko przyspieszył naszą decyzję" - mówi w rozmowie z dziennik.pl Alvin Gajadhur, rzecznik Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.

Reklama

Każdego dnia na unijnych drogach ginie 70 osób - wynika z danych przedstawionych przez Komisję Europejską. Jeśli chodzi o liczbę ofiar śmiertelnych na milion mieszkańców, to średnia unijna wynosi 50.

Najbezpieczniej jest na drogach Szwecji i Wielkiej Brytanii. Najgorzej pod tym względem jest zaś na Łotwie, w której w 2014 roku odnotowano 105 zgonów na milion mieszkańców. Następnie w Rumunii, Bułgarii i na Litwie. Piąte miejsce w niechlubnej czołówce zajmuje Polska. Unijna komisarz ds. transportu powiedziała, że te dane powinny być dla Komisji Europejskiej, państw członkowskich i władz lokalnych sygnałem alarmowym.

W związku z zaprezentowanym raportem Główny Inspektorat Transportu Drogowego uznał, że fotoradary rozstawione przy polskich drogach to za mało by w szybkim czasie dostosować poziom bezpieczeństwa do czołówki krajów Unii. Z raportu naukowców pracujących na zlecenie GITD wynika, że w Polsce niebezpiecznych odcinków jest przynajmniej kilkanaście tysięcy i nie sposób je racjonalnie obstawić właśnie fotoradarami.

Raport Komisji Europejskiej tylko przyspieszył naszą decyzję. Od 2013 roku eksperci z Inspekcji Transportu Drogowego, jednostek badawczych i naukowych szukali rozwiązania. Przeanalizowano wiele wariantów i wybrano jeden. Wymagana była zgoda instytucji UE. Taka zgoda, potwierdzona odpowiednim rozporządzeniem, została wydana w ubiegłym tygodniu - mówi w rozmowie z dziennik.pl Alvin Gajadhur, rzecznik GITD.

Gajadhur uściśla, że UE zgodziła się, aby Polska została objęta programem pilotażowym mającym radykalnie poprawić bezpieczeństwo na drogach. Fotoradary Inspekcji Transportu Drogowego i straży miejskich, urządzenia do odcinkowego pomiaru prędkości (które dopiero zaczynają być montowane) znikną do 1 stycznia 2018 roku.

Reklama

Zastąpią je nadajniki GPS, które od tego dnia będą musiały być zamontowane w każdym aucie. Ich montaż w samochodach fabrycznie nowych zacznie się od połowy 2017 r., natomiast właściciele aut używanych muszą zamontować urządzenie do końca 2017 roku - wyjaśnia nam rzecznik GITD.

CANARD / Mariusz Kubiak

Koszt zakupu i montażu tej aparatury szacowany jest na 1000 zł. Sygnał z urządzeń GPS zamontowanych w autach będzie automatycznie przesyłany do centralnego systemu sterowania ruchem w Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego. Łącznie wytypowano ponad 15 tys. odcinków dróg, skąd sygnał z poruszających się samochodów będzie spływał do centrali GITD. Te odcinki będą tajne. Dowiedzieliśmy się także, że był plan monitorowania sygnału z telefonu komórkowego, jednak ten pomysł został odrzucony ze względu na ochronę danych osobowych.

Serwery centralnego systemu sterowania ruchem GITD będą archiwizowały pomiary prędkości wykonane na tych odcinkach, ale nie wszystkie odcinki będą jednocześnie monitorowane. Po prostu nie byłoby to fizycznie możliwe z uwagi na zbyt małą przepustowość serwerów - zapowiada Gajadhur.

W myśl rozporządzenia UE Inspekcja Transportu Drogowego dostanie prawo do codziennego kontrowania prędkość aut przez 2 godziny na 485 odcinkach dróg (z ponad 15 tys. wszystkich) na terenie całego kraju. O wyborze kawałka drogi do monitoringu zdecyduje losowo komputer. Także maszyna zarejestruje przekroczenie prędkości przez monitorowany w danym czasie na danym odcinku samochód.

Aktualnie GITD szykuje się do przeprowadzenia przetargu na zakup serwerów i systemu informatycznego. Gajadhur zapowiada, że będzie on o wiele bardziej skomplikowany niż ten, którego używa ZUS.

Więcej o nowym pomyśle GITD można przeczytać TU >>>