W Niemczech od początku roku obowiązuje ustawowa pensja minimalna - 8,50 euro brutto za godzinę pracy. Decyzja ta ugodziła w polskich przewoźników. Z wykładni przedstawionej przez stronę niemiecką wynika, że muszą oni płacić niemieckie minimum swoim kierowcom.
W połowie maja Bruksela rozpoczęła procedurę w sprawie naruszenia prawa przez Berlin. Komisja uznała, że niezgodne z prawem Wspólnoty są przepisy regulujące tranzyt. W kabotażu zaś Niemcy nadal mogą stosować płacę minimalną.
Tadeusz Wilk ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce uważa, że stanowisko Komisji w sprawie niemieckich przepisów jest zbyt słabe.
Przedstawiciele polskich przewoźników spotkali się w Brukseli z europosłami i urzędnikami w Komisji, by namawiać ich do skuteczniejszych działań przeciwko regulacjom, które uważają za szkodliwe dla polskich kierowców. Według Tadeusza Wilka sam polski rząd robi w tej sprawie wciąż zbyt mało.
Niemcy dostały dwa miesiące, by odpowiedzieć na zastrzeżenia Komisji. Jeśli Berlin je zignoruje albo przyśle niesatysfakcjonujące wyjaśnienia, Bruksela wyśle drugie upomnienie. Trzeciego już nie będzie, tylko pozew do unijnego Trybunału Sprawiedliwości i możliwe kary finansowe.
Polscy przewoźnicy obawiają się, że przepisy o płacy minimalnej w Niemczech to dopiero początek "lawiny" podobnych regulacji w Europie. Od 1 lipca płace minimalną dla kierowców wprowadziła Norwegia, nad takimi regulacjami zastanawia się także Francja.