Zagrożenia, o których mówi policja, potwierdzają statystyki. Z danych Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika, że w 2010 r. ubezpieczyciele zapobiegli lub wykryli wyłudzenia na około 75 mln zł, w 2011 kwota ta wynosiła ponad 88 mln zł, a w 2012 - już około 110 mln zł. W trend wpisują się też dane z KGP. W 2010 roku wszczęto 449 dochodzeń dotyczących przestępstw ubezpieczeniowych, rok później - 487, a już w 2012 liczba ta wzrosła do 662.
Dziennik.pl: Macie specjalistów od rozróżniania prawdziwych wypadków od tych udawanych?
Aleksander Malinowski, Biuro Przeciwdziałania Wyłudzeniom w TUiR Warta: W pionie likwidacji szkód jest specjalna jednostka, która zajmuje się wykrywaniem prób wyłudzenia odszkodowania. Pracownicy przy pomocy specjalnych systemów informatycznych wykrywają sieci powiązań i grupy wyłudzające odszkodowania. Połowa "wykrywaczy" to doświadczeni likwidatorzy szkód, a połowa to byli policjanci.
Policjanci? Czyżby to była jednostka śledcza?
Praca w Policji daje wiedzę z zakresu kryminalistyki, prowadzenia dochodzeń, zwalczania przestępczości - są to głównie ludzie, którzy wcześniej zajmowali się zwalczaniem przestępczości gospodarczej i samochodowej. Wnoszą kontakty, jakie mają w organach ścigania - w końcu inaczej się rozmawia z kolegą "z branży", a trochę inaczej z osobą postronną. I nie chodzi tu o wykorzystywanie jakiś znajomości, bardziej o - jak to się kolokwialnie mówi - "nadawanie na tych samych falach".
Badacie wszystkie wnioski pod kątem próby wyłudzenia? Czy tylko wybrane?
Automatycznie jest analizowana każda wpływająca do Warty sprawa. Zaczyna się od wpisania do systemu szeregu zmiennych - wieku i płci kierowcy, jego miejsca zamieszkania, kodu pocztowego, miejsca zdarzenia i jego okoliczności (noc, odludne miejsce, bezkontaktowe zajechanie drogi) - kilkadziesiąt zmiennych. Na koniec dostajemy wynik - prawdopodobieństwo wyłudzenia odszkodowania.
Jeśli sprawa wydaje się podejrzana, wkraczają ludzie. Nasz ekspert ogląda zdjęcia z miejsca zdarzenia, czyta opis - sprawdza, czy fotografie i treść zgłoszenia pasują do siebie. Jeśli coś jest nie tak, wtedy na miejsce zdarzenia wysyłamy pracownika. Korzystamy ze wszystkich możliwych i zgodnych z prawem sposobów, by potwierdzić lub zakwestionować to, co zostało zgłoszone.
Brzmi to bardzo poważnie. Dużo macie pracy?
Wykrywalność tego typu zdarzeń rośnie. Można to powiązać z rozwojem naszych struktur - na początku 2012 roku w naszym biurze pracowało kilka osób, dziś - wielokrotnie więcej.
Czyli wzrost zatrudnienia jest waszą odpowiedzią na "trend rynkowy"?
Można tak to odczytać. Tym bardziej, że wykrywanie prób wyłudzeń wpływa na rentowność prowadzenia biznesu ubezpieczeniowego.
Przeciwnika macie trudnego. Jedna z agentek ubezpieczeniowych, z którą rozmawiałem, powiedziała wprost: to jest mafia, ta sama, która kiedyś handlowała narkotykami i trudniła się sutenerstwem.
Bo to jest mafia. Zjawisko wyłudzeń można podzielić na dwie grupy. Pierwsza to są tzw. wyłudzenia okazjonalne - coś się zdarzyło, rozbiliśmy samochód, nie mamy ubezpieczenia AC, nie mamy na naprawę i kombinujemy - szukamy kogoś, kto wypisze nam oświadczenie, podstawi się jako sprawca i z jego polisy naprawimy sobie rozbity samochód. Nagminne jest także wyolbrzymianie szkody - pod nowe zdarzenie podciągane są stare uszkodzenia. Takich przypadków jest sporo.
Jest jednak również druga grupa, bardziej profesjonalna…
Zdarzają się pojedyncze osoby, które wyłudzanie traktują jak pracę. Dzięki zasobom Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego możemy śledzić zachowania takich osób na rynku. Są np. klienci, którzy w ciągu 2-3 lat zgłosili kilkaset szkód, u których sumy wypłaconych odszkodowań idą w setki tysięcy złotych. Takich ludzi nazywamy myśliwymi - korzystają z okazji, wymuszają kolizje.
Rozpracowaliście metody działań takich "myśliwych"?
Są np. "rondziarze" - ktoś przejeżdża przez rondo, pokazuje ręką, po czym podjeżdża i bum - kolizja gotowa. Jest sprawca i można wystąpić o odszkodowanie. Samochody, których używa się do takich polowań, są prowizorycznie naprawiane, wymieniane na inne modele.
Inne typowe zachowanie to hamowanie przed przejściem dla pieszych - "myśliwy" wie doskonale, że ten, który jedzie za nim, nie zdąży wyhamować.
W takiej sytuacji w zasadzie każdy jest bezbronny…
Dwa tygodnie temu zgłosiła się do nas klientka - jechała do pracy starszym modelem toyoty. Wąska uliczka i skrzyżowanie równorzędne w kształcie litery Y - osoba jadąca z prawej strony ma pierwszeństwo. Przed panią jedzie wolno, ok. 30-40 km/h, bus mercedesa. Kobieta widzi, że w odległości ok. 100 m na poboczu stoi samochód marki Lexus, a w nim jacyś mężczyźni. Kiedy kobieta jest na środku skrzyżowania, lexus rusza na pełnym gazie i uderza toyotę w bok. Siła była tak duża, że auto odrzuciło na chodnik i na betonowe ogrodzenie. Nie było ucieczki - bus, który jechał z przodu, blokował ją tak, by ci z lexusa zdążyli w nią "przyłożyć".
Tu pewnie pomogłoby nagranie z monitoringu lub kamerki zamontowanej w aucie…
W tym wypadku miejsce było tak wybrane, żeby monitoringu nie było. Ale czasami wyłudzający działają wręcz przeciwnie, specjalnie ustawiają się tak, żeby nagranie było. Zdarza się też, że np. kierowca ma w aucie cztery kamerki. Widziałem jedno z jego nagrań - ktoś zajeżdża drogę innemu kierowcy, ale wcześniej wyprowadza go z równowagi – hamuje, podjeżdża z prawej, z tyłu na zderzak. W końcu "atakowany" jest już tak zdenerwowany i zdezorientowany, że w niego uderza. "Poszkodowany" wszystko ma nagrane - tamten kierowca przejechał przez linię ciągłą i uderzył w niego. W sądzie pokazuje film jako dowód. Policja wysłała go na badania psychotechniczne - przechodził je bez zastrzeżeń.
Ale to wciąż są pojedynczy "myśliwi". Jak działają grupy?
Nasz system wykrył skupisko powiązań. Okazało się, że 3/4 szkód zdarza się na drodze, która łączy dwie miejscowości - aleja wysadzona drzewami, bez monitoringu, gdzie ruch jest natężony tylko w określonych porach dnia. Powtarzał się opis ze zgłoszenia: "było ciemno, z przeciwka jechał samochód uciekałem, żeby się nie zderzyć i uderzyłem w drzewo". Sprawdzamy uczestników - kolejne osoby zaczynają się powtarzać. Ktoś czasem występuje jako właściciel, czasem jako kierowca. Między nimi krąży rozbity pojazd - właściciel się zmienia, by szkód nie zgłaszała ciągle ta sama osoba. Potem przyglądamy się warsztatom - za każdym razem samochody były naprawiane w tym samym. A na kogo wystawiano faktury? - dwie osoby, które prowadzą działalność gospodarczą. Ich firmy w KRS istnieją, ale kiedy jedziemy na miejsce prowadzenia działalności, znajdujemy szklarnię i dwa sprowadzone rozbite auta - nic więcej. Po analizie wszystkich zmiennych nasz system prawdopodobieństwo wyłudzenia ubezpieczenia w tych sprawach ocenił na 90 proc. Można powiedzieć, że to biznes ogólnokrajowy.
Wygląda na to, że trzeba po prostu wiedzieć, jak szukać…
Największa grupa, jaką udało się nam wykryć, działała na terenie województwa kujawsko-pomorskiego. Jednak tu w pojedynczych przypadkach ciężko coś udowodnić. To profesjonaliści. A jeszcze kilka lat temu kombinacje na kolizjach polegały na tym, że po prostu samochody zestawiano na nieuczęszczanych drogach i oszukiwano, że był wypadek, były to samochody średniej wartości. Teraz jest inaczej - wyłudzający wybierają do tego drogie i bezpieczne samochody. Jeśli decydują się na ustawione zderzenie, specjalnie wybierają miejsca monitorowane. Wszystko jest nagrane - dowód gotowy.
To, że tropicie mafię, działa na podświadomość. A czy w rzeczywistości bywa niebezpiecznie?
Mój kolega został dotkliwie pobity. Kiedy wysiadał z samochodu, kilku mężczyzn zmasakrowało go rurkami gazowymi. Z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala, leżał tam pół roku. Ewidentnie była to zemsta - nie został okradziony, samochodu także mu nie zabrali. Pobili go i zostawili obok auta.
W skali kraju w których rejonach najczęściej zdarzają się próby wyłudzenia odszkodowania?
Wszyscy narzekają na Kujawsko-Pomorskie, czyli Bydgoszcz i okolice. Następnie Śląsk. Warszawa i okolice zamykają podium.