Już trzeci tydzień z rzędu ceny benzyny bezołowiowej 95 na stacjach benzynowych utrzymują się powyżej 5 zł za litr, a oleju napędowego balansują na tej granicy. Co gorsza, analitycy nie widzą perspektyw na szybką poprawę sytuacji. Złudzenia, że za chwilę będzie lepiej, tracą też kierowcy, którzy z coraz większą determinacją sięgają po alternatywne paliwa.
Spożywczy jak napędowy
– Silniki wysokoprężne są w stanie przetrawić nawet olej jadalny – zapewnia szef jednego z warsztatów w Trójmieście, który specjalizuje się w dostosowywaniu aut do zasilania paliwem, które stoi na półkach każdego sklepu spożywczego. Nie chce podać imienia i nazwiska, ponieważ – jak sam przyznaje – działa na granicy prawa. Olej spożywczy nie jest dopuszczony do użytku jako paliwo transportowe, a więc nie został obłożony akcyzą. – Kierowcy się tym nie przejmują – mówi mechanik, dodając, że ryzyko się opłaca, bo w sklepie litrowa butelka najtańszego oleju jadalnego kosztuje 3,3 zł, a w hurcie nawet poniżej 3 zł. Innymi słowy, na jednym tankowaniu 60-litrowego zbiornika zaoszczędzić można około 120 zł. Ale najpierw trzeba zainwestować w odpowiednią instalację.
– Odważni leją olej jadalny prosto do baku, ale tak można robić wyłącznie w przypadku leciwych aut z sinikami Diesla starej konstrukcji. Te nowsze powinny mieć oddzielny zbiornik na paliwo, podgrzewacz oraz elektrozawór przełączający zasilanie ze standardowego ON na olej spożywczy. W przypadku diesli najnowszej generacji lepiej w ogóle nie przeprowadzać takich eksperymentów – wyjaśnia inż. Krzysztof Lis specjalizujący się w tematyce paliw odnawialnych.
Dodaje, że olej roślinny ma dużo większą lepkość niż napędowy i musi zostać podgrzany do temperatury 80 – 90 stopni Celsjusza, aby wtryskiwacze i pompa paliwa w ogóle mogły go przetrawić. Taka instalacja to wydatek maksymalnie 1 tys. zł. Ale można to zrobić jeszcze taniej. W serwisach aukcyjnych pojawiły się już nawet poradniki, jak samemu przerobić samochód na zasilanie olejem spożywczym. „Instalacja na rzepak w jedno popołudnie za 100 zł!” – zapewnia jeden ze sprzedawców na Allegro.
Biodiesel nie dla wszystkich
Jest droższy od oleju spożywczego, ale nadal wyraźnie tańszy od napędowego. I – co ważne – całkowicie legalny. Mowa o biodieslu, czyli oleju napędowym wyprodukowanym w całości z płodów ziemi, oznaczany symbolem BIO100. Litr takiego paliwa jest obecnie obciążony niższą akcyzą niż tradycyjny ON i dzięki temu tańszy od niego o 70 – 80 groszy. To spowodowało, że przed dystrybutorami z ekopaliwem ustawiają się kolejki. – Jeszcze w lutym bywały dni, kiedy BIO100 nie zatankował nawet jeden kierowca. Teraz nie ma kwadransa, aby pod dystrybutor nie podjeżdżał samochód – mówi jeden z pracowników stacji Orlen w Grodzisku Mazowieckim.
Tankując obecnie do pełna biodiesla zamiast ON, zaoszczędzić można około 50 zł. Niestety taką możliwość mają wyłącznie właściciele samochodów kilkuletnich i starszych. Ci, którzy jeżdżą autami objętymi fabryczną gwarancją, w ogóle nie mogą tankować BIO100. – Jest to wpisane nawet w instrukcji obsługi – mówi Jarosław Bąk z Toyota Motor Poland. To samo dotyczy aut Opla, Fiata, Forda czy Volkswagena. – Mamy modele przystosowane do biodiesla, ale sprzedawane są wyłącznie na rynku skandynawskim – wyjaśnia Tomasz Tonder z VW.
Obostrzenia producentów biorą się stąd, że nikt dotychczas nie zbadał dokładnie wpływu stuprocentowego biopaliwa na systemy oczyszczania spalin (np. filtry cząstek stałych), których zastosowanie wymusiły unijne przepisy. – Przed paru laty, gdy wymogi były mniej restrykcyjne, producenci dostosowywali swoje auta do zasilania biodieslem ponieważ nie niosło to ze sobą dodatkowych wysokich kosztów – tłumaczy Adrian Karbowski z portalu Biodiesel.pl. Jego zdaniem większość aut wyprodukowanych przez 2006 rokiem znosi zasilanie biopaliwem bezproblemowo. Na wszelki wypadek jednak lepiej zapytać o to bezpośrednio u samego producenta lub w serwisie marki.
W kolejkach po gaz
Niższe ceny biodiesla kuszą wyłącznie właścicieli aut z silnikami wysokoprężnymi. Kierowcy samochodów benzynowych muszą uciekać przed drożejącą ropą naftową w zupełnie innym kierunku – gazu LPG.
Właściciele pojazdów z jednopunktowym wtryskiem paliwa zapłacą za instalację około 2 tys. zł. Przy założeniu, że ich auto spala 8 litrów paliwa, a miesięcznie przejeżdżają 2 tys. km, inwestycja zwróci im się już po pół roku. – Obecnie do zasilania gazem można dostosować nawet najnowocześniejsze silniki z podwójną turbosprężarką i wtryskiem bezpośrednim. Co więcej, na montaż takich instalacji wyrażają zgodę autoryzowane serwisy, zapewniając, że po modernizacji auto nie utraci gwarancji – tłumaczy Janusz Siczek, właściciel firmy AutoGaz Centrum.
Kolejnym krokiem do zredukowania kosztów paliwa może być instalacja gazowa do aut z silnikami... Diesla. Pracuje nad nią AutoGaz Centrum. – Wersji handlowej jeszcze nie ma, ale prototyp już testujemy – zdradza Siczek. Gdy instalacja pojawi się na rynku, nawet jazda na oleju jadalnym przestanie się opłacać.
PRAWO
Samochód jak piec olejowy
Niektórzy kierowcy ryzykują jazdę na oleju opałowym – tańszym od napędowego o około 1,2 zł. Różni się on od napędowego wyłącznie czerwonym zabarwieniem (ma to pomóc celnikom, inspektorom i policji w jego odróżnieniu od ON), a jakościowo bywa nawet lepszy. – Chcąc go kupić, musimy zadeklarować, że wykorzystamy produkt do celów grzewczych. Gdy kontrola drogowa (mają do niej prawo służba celna, ITD oraz policja) wykaże, że mamy takie paliwo w baku samochodu, grozi nam mandat w wysokości 500 zł i oskarżenie o świadome uszczuplenie kwoty należnego podatku akcyzowego.