Policjanci ruchu drogowego w środę 27 lutego do 22.00 będą prowadzić w całym kraju ogólnopolskie działania kontrolno-prewencyjne pod nazwą "Smog". To już druga taka akcja z cyklu zaplanowanych na ten rok przez Komendę Główną Policji.
– Warto przypomnieć, że jej nazwa nie do końca oddaje zamysł i obszar działania policjantów wykonujących kontrole drogowe pojazdów – powiedział dziennik.pl podinsp. Radosław Kobryś z Biura Ruchu Drogowego KGP. – Oczywiście głównym kierunkiem jest wpływanie na zmniejszenie emisji szkodliwych spalin do powietrza. Jednak oprócz tego policjant wykonujący kontrolę stara się też zwrócić uwagę na inne defekty pojazdu mające wpływ na ekologię – wskazał i zapowiedział, że funkcjonariusze będą kontrolować również ogólny stan techniczny pojazdów osobowych i ciężarowych.
Sprawdzą np. czy układ kierowniczy i hamulcowy działają prawidłowo. Nie będzie pobłażania dla kierowców, których auta mają układ wydechowy w kiepskiej kondycji, niesprawne oświetlenie. Podstawą do ukarania mogą być również wycieki oleju, płynu chłodzącego czy paliwa.
– Kierowcy powinni być świadomi, że ważne badania techniczne mogą czasem nie wystarczyć. Kontrola policji zweryfikuje stan faktyczny auta i może zakończyć się nie tylko mandatem oraz zatrzymaniem dowodu rejestracyjnego – przestrzega przedstawiciel KGP.
500 zł to dopiero początek kłopotów...
Poza zatrzymaniem dowodu rejestracyjnego kierowca, który ewidentnie zaniedbał obsługę swojego samochodu może liczyć się z mandatem nawet do 500 zł. Ale to nie będą jedyne koszty…
– Po zatrzymaniu dowodu rejestracyjnego za naruszenie norm ochrony środowiska – bez względu na to, czy chodzi o wycieki, czy o przekroczenie norm spalin - taki pojazd dalej nie pojedzie. Z miejsca kontroli może być jedynie odholowany lub odwieziony na lawecie – zapowiada policjant.
Dla kierowcy oznacza to dodatkową opłatę za transport do warsztatu.
Przedstawiciel KGP wyliczył, że w trakcie pierwszej akcji SMOG mundurowi skontrolowali w całej Polsce ponad 25,3 tys. pojazdów i zatrzymali niemal 900 dowodów rejestracyjnych za usterki pojazdów mące negatywny wpływ na środowisko.
A jak wygląda badanie emisji na drodze? Policjanci mają działać na dwa sposoby. Pierwszy to użycie specjalistycznego sprzętu.
– Po zatrzymaniu funkcjonariusz podłączy w odpowiedni sposób do kontrolowanego pojazdu dymomierz lub analizator spalin. Policja jest wyposażona w blisko 100 takich urządzeń, które pozwalają na stwierdzenie, czy emisja spalin lub zadymienie spalin jest zgodne z obowiązującymi w Polsce normami – wyjaśnił Kobryś.
Druga metoda to kontrola na podstawie podejrzenia. Jak tłumaczy przedstawiciel KGP wtedy funkcjonariusz drogówki ma również prawo zatrzymać dowód rejestracyjny oraz skierować pojazd na badania techniczne. Jakim cudem?
– Policjant zatrzyma dowód rejestracyjny w razie stwierdzenia, lub uzasadnionego przypuszczenia – mówi o tym przepis z art. 132 Prawo o ruchu drogowym – przypomniał Kobryś. – W przypadku użycia do kontroli urządzenia mamy do czynienia ze stwierdzeniem i wówczas nie ma dyskusji. Brak urządzenia nie oznacza bezradności, bo kiedy policjant np. zauważy, że z układu wydechowy jest nieszczelny bądź wydobywa się z niego więcej niż w sprawnym aucie spalin wtedy ma uzasadnione podejrzenie, że pojazd nie spełnia norm – wyjaśniał.
Plaga wycinania DPF
Jak wylicza Instytut Badań Rynku Samochodowego SAMAR od wejścia do Unii Europejskiej nad Wisłę sprowadzono ponad 13 mln aut. Ubiegły rok był rekordowy jeżeli chodzi o liczbę zarejestrowanych pojazdów – 1,6 mln samochodów, z czego milion przywieziono właśnie z zagranicy. Przy okazji analitycy wskazują, że w ostatnich latach widoczny jest wyraźny wzrost importu aut z napędem wysokoprężnym.
Nie jest tajemnicą, że właściciele takich samochodów masowo usuwają filtr cząstek stałych DPF (lub FAP). Na ten problem wskazał też w ostatnim raporcie Polski Alarm Smogowy, który podsumował działania rządu w kwestii walki z zanieczyszczeniami powietrza. PAS stwierdził, że smog nadal wygrywa konfrontację, a proceder wycinania filtrów z układów wydechowych aut z silnikami Diesla określił jako patologię. Skąd wzięła się ta "moda"?
– Warunki ruchu miejskiego nie sprzyjają pracy filtrów DPF, koszty jego wymiany są wysokie, a wykrycie usunięcia DPF z samochodu jest praktycznie niemożliwe – mówi dziennik.pl prof. Marcin Ślęzak, dyrektor Instytutu Transportu Samochodowego. – W dodatku serwisy samochodowe stosują bardzo wyrafinowane metody, włącznie z pozostawieniem atrapy filtra i modyfikacją oprogramowania komputerowego pojazdu – dodaje naukowiec.
W zależności od warunków eksploatacji filtr DPF trzeba wymienić na nowy po 80-200 tys. km, a to kosztuje od ok. 2 tys. zł do 15-16 tys. zł. Fachowcy z firm zajmujących się regeneracją tego elementu przyznają, że trafiają do nich filtry zatkane już po 30 tys. km. I głównie z tych powodów kierowcy decydują się na wycięcie DPF z wydechu. Nawet mimo tego, że to niezgodne z prawem a także niebezpieczne dla zdrowia człowieka oraz środowiska.
Polska policja nie dysponuje urządzeniami, które ujawnią ingerencję w układ wydechowy i brak DPF. Najwyższy mandat jaki może w tym przypadku wystawić drogówka to 500 zł. Dla porównania w Danii za jakąkolwiek nieautoryzowaną ingerencję w pojazd grozi przy pierwszej kontroli 2 tys. euro (8,6 tys. zł). Jeżeli taka osoba zostanie przyłapana na podobnym procederze po raz kolejny zapłaci już 15 tys. euro (64,5 tys. zł) czyli równowartość dobrego samochodu.