Wiceminister transportu Tadeusz Jarmuziewicz miał pojawić się bez informowania swojego szefa, czyli ministra transportu Sławomira Nowaka, na budowie autostrady A1 (most w Mszanie). Potem widziano go w restauracji z biznesmenami firmy Alpine Bau, która budowała drogę. Sprawę opisali w notatce służbowej obecni tam przedstawiciele Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad - w ich opinii wyglądało na to, że wiceminister jest w znacznie bliższych relacjach z przedstawicielami firmy, niż powinien.
Pracownicy ministerstwa mieli zakaz spotkań towarzyskich z przedstawicielami firm wykonujących inwestycje zlecone przez GDDKIA. Chodziło o to, aby nie osłabiać pozycji ministerstwa w razie procesów sądowych.
- Sekretarz stanu Jarmuziewicz jako nadzorujący pion drogowy ma prawo wizytowania inwestycji i spotykania się z wykonawcami inwestycji. Ale regułą w naszym ministerstwie są spotkania z wykonawcami wyłącznie w towarzystwie przedstawicieli GDDKiA jako inwestora - zastrzega w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Mikołaj Karpiński, rzecznik resortu transportu
Jak czytamy w GW Tadeusz Jarmuziewicz broni się, że z przedstawicielami Alpine Bau się spotkał, ale wcale nie w sprawie mostu na A1.
- Prosto z okolic wiaduktu pojechałem na spotkanie z wójtem gminy Mszana, by mediować między nim a wykonawcą inwestycji. Jego sprzęt zniszczył drogi na terenie gminy, a ja miałem pomóc w wywalczeniu środków, które umożliwią ich odbudowę - opowiada "Gazecie Wyborczej" Jarmuziewicz i dodaje, że na to spotkanie byli też zaproszeni przedstawiciele GDDKiA.
- Nie wiem, dlaczego się nie pojawili. Po dwóch godzinach rozmowy przeniosły się do restauracji, ale tam też ich nie widziałem. Musieli przyjść, jak zbierałem się do wyjścia - domyśla się polityk.
Teraz sprawą kontaktów polityka PO zajmie się Centralne Biuro Antykorupcyjne.
- Z jednej strony, cieszę się z tego, bo jestem przekonany, że zostanę oczyszczony z zarzutów. Z drugiej strony, sam fakt, że trafiło się pod lupę CBA, zniszczył już wiele karier. Bo nawet jeśli człowieka ostatecznie uniewinniano, to miał przypiętą łatkę, że coś przeskrobał. Ja w parlamencie jestem od 16 lat, a teraz jedno pomówienie może mnie zniszczyć - stwierdził w rozmowie z Wyborczą wiceminister transportu i poseł PO.
Jarmuziewicz nie wyklucza, że złoży tekę wiceministra. - Przeszło mi to przez głowę, ale muszę się jeszcze z tą myślą przespać - kwituje.