- Komenda Główna Policji w odpowiedzi na moje zapytania potwierdza: kolega szefa MON Antoniego Macierewicza i szofer limuzyny rozbitej pod Toruniem zniknął z miejsca wypadku. Nie został nawet przebadany na zawartość alkoholu, zwyczajnie uciekł - powiedział w rozmowie z dziennik.pl Krzysztof Brejza, poseł Platformy Obywatelskiej.

Reklama

Dziennik.pl dotarł do pisma, które poseł PO otrzymał z Komendy Głównej Policji. KGP w odpowiedzi na pytania Brejzy poinformowała go, że "policjanci nie zastali kierowcy szefa MON na miejscu zdarzenia". Z dokumentu wynika też, że mundurowi nie dociekali, dlaczego kierowca, który uczestniczył w wypadku nie pozostał na miejscu i nie czekał na drogówkę.

"Policja nie prowadziła czynności zmierzających do ustalenia, dlaczego kierowca, który uczestniczył w wypadku, nie pozostał na miejscu zdarzenia, ponieważ działania Policji ograniczyły się do zabezpieczenia miejsca zdarzenia oraz przeprowadzenia czynności w niezbędnym zakresie - realizowanych w trybie art. 308 par. 1 Kodeksu postępowania karnego. Natomiast prowadzenie dalszych czynności procesowych przejął Dział do Spraw Wojskowych Prokuratury Rejonowej Poznań-Grunwald w Poznaniu" - wyjaśnia Komenda Główna Policji.

KGP potwierdziła również, że szofer ministra obrony figuruje w policyjnym Systemie Ewidencji Wypadków Drogowych i Kolizji jako uczestnik karambolu pod Toruniem z 25 stycznia 2017 r.

PRZECZYTAJ ODPOWIEDŹ KOMENDY GŁÓWNEJ POLICJI >>>

Pod koniec stycznia w Lubiczu koło Torunia na drodze krajowej nr 10 zderzyło się osiem pojazdów - dwie limuzyny BMW należące do Żandarmerii Wojskowej i sześć pojazdów cywilnych. Poszkodowane zostały trzy osoby, po wizycie w szpitalu zwolnione do domu. W jednym z aut ŻW jechał szef MON Antoni Macierewicz, wracający z sympozjum w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej o. Tadeusza Rydzyka do Warszawy na galę jednego z tygodników, gdzie nagrodę "Człowieka Wolności" odbierał prezes PiS Jarosław Kaczyński. Ministrowi nic się nie stało. Zaraz po zdarzeniu pojechał do Warszawy innym samochodem.

Sprawę wypadku przejęła Żandarmeria Wojskowa, a postępowanie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Poznaniu Wydział ds. wojskowych.

Zastanawiające jest, że sprawę przejęli prokuratorzy wojskowi podlegli szefowi MON. Z odpowiedzi Policji wynika, że przekazanie dokumentacji nastąpiło jeszcze na miejscu zdarzenia, gdzie przybyli funkcjonariusze Żandarmerii Wojskowej z Torunia - mówi Brejza.

Wcześniej, po wypadku samochodów kolumny ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza, poseł Brejza pytał szefa MON o udostępnienie nagrań z komputerów pokładowych w uszkodzonych BMW Żandarmerii Wojskowej. Jak mówi do dziś nie otrzymał odpowiedzi.

Polityk PO przypomina, że artykuł 44 kodeksu drogowego nakazuje uczestnikom ruchu drogowego, nie tylko kierowcom limuzyn Macierewicza, ale również samemu szefowi MON, pozostać na miejscu wypadku.

To skandal. Nie może być tak, że po wypadku kolumny rządowej Oświęcimiu chłopak z technikum czeka cztery godziny na prokuratora. A minister Macierewicz i jego kierowca zmykają z miejsca wypadku, jakby się pod nimi paliło - oburza się Krzysztof Brejza.

dziennik.pl
Reklama

PRZECZYTAJ ODPOWIEDŹ KOMENDY GŁÓWNEJ POLICJI >>>