Według Najwyżej Izby Kontroli (NIK) przepisy ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych, pozwalające ustanawiać strefy czystego transportu, są o wiele bardziej radykalne, niż rozwiązania stosowane w innych krajach europejskich - w praktyce są martwe, nie do wdrożenia. Do tej pory nie utworzono żadnej takiej strefy. - Wcale nie przysłużą się poprawie sytuacji - ocenił Kwiatkowski.
- Przepisy dotyczące czystych stref w centrach dużych miast - jeżeli je wprowadzić wprost, to ilość pojazdów, które by spełniały wymogi jest tak mała, że w praktyce w ogóle wyeliminowalibyśmy transport, komunikację samochodową w centrach miast. A z drugiej strony przepisy ustawy (...) nie zablokują importu samochodów używanych do Polski - powiedział.
Zgodnie z przepisami uprawnienia do wjazdu do centrów miast miałoby jedynie 0,03 proc. zarejestrowanych w nich pojazdów - w Warszawie 535 pojazdów, w Łodzi - 63 auta, w Katowicach - 45, w Krakowie - 148, we Wrocławiu - 212. Jednocześnie, ostrzegł Kwiatkowski, do Polski mogą trafić np. samochody z silnikami diesla z Niemiec, które są tam wycofywane z użytku, ponieważ nie spełniają parametrów czystości spalin.
Zgodnie z ustawą uprawnione do wjazdu do centrów miast byłyby pojazdy napędzane gazem ziemnym, prądem i wodorem. Prezes NIK zwrócił uwagę na błąd w ustawie, wskazany w jednej z opinii. Związany jest z definicją pojazdu w polskim prawie.
- Analizy prawne wskazują, że w świetle przyjętych uregulowań nawet rowerzyści nie będą uprawnieni do wjazdu do strefy czystego transportu, chyba że taką możliwość dopuści rada gminy. Ale to wiązałoby się z obowiązkiem uiszczenia przez rowerzystów stosownej opłaty - mówił Kwiatkowski. Według niego nie to było ideą przyjętych rozwiązań. NIK wyraziła też obawy o możliwość kolizji różnych regulacji ustanawianych przez różne resorty, które mają kompetencje do ich stanowienia.
Kwiatkowski poinformował, że NIK przesłała wnioski z raportu do premiera, a jeden z najważniejszych to konieczność szybkiej nowelizacji przepisów. Izba upomina się poza tym, żeby przepisy prawa w Polsce nie były tak skonstruowane, aby zgodnie z nimi do centrów miast nikt nie mógł wjechać. W efekcie - jak argumentuje - żadna rada gminy stref czystego powietrza nie ustanowi.
Omówiona przez Kwiatkowskiego analiza poświęcona jest zanieczyszczeniom komunikacyjnym - dwutlenkiem azotu. Prezes NIK poinformował, że to trujący gaz, który ogranicza dotlenienie organizmu, obniża jego zdolności obronne na infekcje bakteryjne, jest przyczyną zaburzeń oddychania, wywołuje alergie. - Według danych Europejskiej Agencji Środowiska z powodu zanieczyszczenia środowiska tą substancją rocznie przedwcześnie umiera około 1700 polskich obywateli (wobec ok. 40 tys. wskutek zanieczyszczenia powietrza w ogóle - PAP) - powiedział.
Pod względem średniorocznych stężeń tlenku azotu na obszarze całego kraju w 2015 r. Polska uplasowała się na 19. miejscu wśród 28 krajów UE. Największe problemy z dotrzymywaniem standardów w tym przypadku mają kraje z dużym ruchem samochodowym w miastach: Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Hiszpania, Włochy. W Polsce w latach 2014-2017 przekroczenia dopuszczalnych stężeń tlenku azotu występowały w czterech polskich miastach: Katowicach, Krakowie, Warszawie i we Wrocławiu. Kwiatkowski zwrócił uwagę na "dość wysoki" zakres przekroczeń.
- Gorzej niż w Warszawie jest w Londynie, Paryżu, Rzymie, Atenach, w Krakowie. A lepiej jest w Berlinie, Pradze, Bratysławie czy Wiedniu. Podobny poziom zanieczyszczeń komunikacyjnych co w Warszawie jest w takich miastach europejskich jak Madryt czy Lizbona - mówił szef NIK.
Zwrócił uwagę na "dosyć subtelną" poprawę jeśli chodzi o Polskę. - Zdaniem Izby brak poprawy sytuacji w kontrolowanym okresie, tak jak byśmy oczekiwani, w szczególności wynika z niewprowadzenia przepisów prawnych umożliwiających wdrożenie w gminach rozwiązań bezpośrednio skierowanych na ograniczenie emisji zanieczyszczeń ze źródeł komunikacyjnych, czyli tworzenia tzw. stref ograniczonej emisji komunikacyjnej - mówił.
Członek Europejskiego Trybunału Obrachunkowego (ETO) Janusz Wojciechowski przywołał podczas konferencji wyniki opublikowanego kilka dni temu raportu ETO dotyczącego zanieczyszczenia powietrza w UE. Wynika z niego, że działania UE na rzecz ochrony zdrowia przed zanieczyszczeniem powietrza są niewystarczające.
Wojciechowski powiedział, że z raport wynika, iż co roku około 400 tys. mieszkańców UE umiera przedwcześnie w następstwie zanieczyszczenia powietrza. - To są dramatyczne dane. Dziesięć razy więcej przedwczesnych śmierci z powodu zanieczyszczeń powietrza niż w wypadkach drogowych, w których ginie ok. 40 tys. osób - poinformował.
Wyjaśnił, że tzw. liczba utraconych lat zdrowego życia na 100 mieszkańców wskutek zanieczyszczenia powietrza wynosi w UE średnio 0,7, ale w Bułgarii jest 2,5, natomiast w Polsce znacznie powyżej 1.
- UE ma zbyt słabe standardy ochrony powietrza. One są o wiele słabsze, mniej restrykcyjne niż standardy Światowej Organizacji Zdrowia i nie ma wyraźnych powodów, dla których tak miałoby być (...). Polityka ochrony powietrza nie jest priorytetem UE - mówił Wojciechowski. Dodał, że minimalne koszty finansowe chorób wywołanych zanieczyszczeniem powietrza to 330 mld euro. - Krótko mówiąc - nie stać nas, by z tym problemem nie walczyć - podsumował.