W ciągu pierwszych ośmiu miesięcy 2017 roku skradziono w Polsce ponad 8,3 tys. aut - wynika z najnowszych danych Komendy Głównej Policji do których dotarł dziennik.pl. A wśród najczęściej kradzionych samochodów są modele producentów z Niemiec, Japonii i USA.

Reklama

Dane za 2016 roku mówią o 15 229 skradzionych pojazdach - z matematyki wynika, że w ciągu ośmiu miesięcy tego roku złodzieje ukradli już ponad 54 proc. tego co przez cały zeszły rok. Dlatego można pokusić się o prognozowanie mniejszej liczby utraconych osobówek na koniec 2017 r.

Z najnowszych danych Komendy Głównej Policji wynika również, że kradzieże samochodów są najpoważniejszym problemem w regionach uznawanych za bogate. Najwięcej utraconych samochodów zgłoszono z obszaru podlegającego Komendzie Stołecznej Policji w Warszawie (1990 sztuk), mundurowi ze Śląska zanotowali 1050 skradzionych pojazdów. Podium zamyka województwo dolnośląskie - tam kierowcy przez złodziejski proceder stracili 894 auta. Wielkopolska z liczbą 807 sztuk jest czwarta w policyjnym notowaniu.

Kradną mniej ale... zarabiają jak prezesi

Z policyjnych statystyk wynika, że z roku na rok liczba skradzionych aut spada. Chociaż w grę wchodzi zamknięcie części kanałów przerzutowych czy pogorszenie warunków zbytu kradzionych samochodów i części, to główny powód jest o wiele bardziej prozaiczny. Drogie samochody znanych marek (Volvo, Jaguary czy Porsche), które jeszcze kilkanaście lat uchodziły za niemożliwe do ukradzenia, dziś, dzięki rozwojowi nowych technologii, znalazły się w zasięgu amatorów cudzej własności.

- Kradzież i sprzedaż aut klasy premium przynosi ogromne zyski. Dziś nie trzeba kraść 12 Polonezów, by zarobić na nich kilka tysięcy złotych. Wystarczy jeden dobry strzał w postaci BMW lub Audi, by do kasy wpadło kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy. Mówiąc wprost - nie trzeba się narobić, by zarobić w złodziejskim fachu - zauważa były szef komórki operacyjnej w wydziale do walki z przestępczością samochodową. - Środowisko złodziei jest niezwykle hermetyczne i trudne do rozbicia. Kierują się oni swoistym kodeksem honorowym, który powoduje, że dotarcie do tajemnic grupy jest niezwykle skomplikowane. Jednak na przestrzeni lat udało nam się poznać zwyczaje przestępców - dodaje.

Z rozmów z byłymi i obecnymi policjantami rozpracowującymi grupy przestępcze parające się kradzieżami aut wyłania się obraz praktyk stosowanych przez złodziei. O ile kilkanaście lat temu na wyposażeniu każdego z nich znajdowały się łamaki, śrubokręty, łomy i szlifierki, o tyle dziś do kradzieży wystarczy smartfon i kilka innych elektronicznych gadżetów. Bo tak jak auta stają się inteligentne, tak i złodzieje są coraz bardziej e-sprytni.

Reklama

Rozwiązania z laboratoriów służb specjalnych

Pojawienie się i upowszechnienie technologii keyless - bezkluczykowego otwierania i uruchamiania pojazdu - otworzyło złodziejom drzwi do świata samochodów klasy premium. Od kilku lat w Polsce notuje się zwiększoną liczbę kradzieży aut wyposażonych w to udogodnienie. Wiele grup przestępczych zaczęło się uzbrajać w rozwiązania umożliwiające przechwycenie częstotliwości radiowej kluczyka oraz odbiornika montowanego w aucie i bezinwazyjną kradzież.

Amatorzy cudzej własności wykorzystują fakt, że właściciele aut zostawiają kluczyki swoich pojazdów w pobliżu okien lub drzwi wejściowych od domu. Grupa przestępców wykorzystuje skaner, transmiter sygnału, wzmacniacz oraz odpowiednią walizkę, dzięki której odbiornik samochodu identyfikuje ją jako kluczyk. Wystarczy wsiąść do pojazdu, uruchomić silnik i odjechać.

- Jedynie zawodowi złodzieje, zorganizowane grupy przestępcze będące na szczycie hierarchii nielegalnego świata korzystają z metody na "walizkę". Wynika to z faktu, że pozyskanie technologii i specjalistycznego sprzętu oznacza często wydatek kilkudziesięciu tysięcy złotych, a nawet setek tysięcy złotych - wyjaśniają policjanci. - Technologia stosowana przez przestępców wywodzi się bezpośrednio z rozwiązań wykorzystywanych przez służby specjalne bloku wschodniego, a większość "walizek" jest sprowadzanych właśnie ze wschodu - dodają.

Praktyka czyni mistrza

- Złodziej-zawodowiec, który po raz setny kradnie Volkswagena Passata, otwiera go w taki sposób, że nikt postronny nie zdaje sobie sprawy, że ma do czynienia z kradzieżą. W dzisiejszych czasach takiego auta nie kradnie się przy użyciu łomu i łamaków. Przychodzi się z urządzeniem wielkości telefonu komórkowego. Auto wprowadzane jest w tryb serwisowy i "odjeżdża na śrubokręcie" - stwierdza były szef komórki operacyjnej w wydziale do walki z przestępczością samochodową.

Kradną niemieckie i japońskie

- Liczby nie kłamią - w Polsce najwięcej kradnie się samochodów z Grupy Volkswagen (koncern posiada m.in. marki Volkswagen, Audi, Skoda, Seat, Porsche - przyp. red.). Natomiast w poszczególnych województwach czy miastach sytuacja bywa inna. Na przykład na terenie aglomeracji warszawskiej, czyli siedmiu komend rejonowych i dziewięciu powiatowych, najczęściej kradzione są "japończyki". Zjawisko utrzymuje się od 2001-2002 r. Auta te nauczyli się kraść złodzieje wywodzący się z powiatu wołomińskiego. Pomijając fakt, że są to samochody idealne to zrobienia tzw. przeszczepu (nadanie autu cech samochodu z legalnego źródła - przyp. red.), gdyż posiadają stosunkowo niewiele cech identyfikacyjnych, to złodzieje nauczyli się kraść je w klasyczny sposób - z ulicy - stwierdza jeden z policjantów.

Grupa przestępców wykwalifikowanych w kradzieżach aut japońskich marek może w tej chwili liczyć nawet setkę osób. Pomimo szeroko organizowanych akcji wyłapywania poszczególnych amatorów cudzej własności, nadal spora grupa działa na wolności. Posiadają zaufanych paserów oraz kanały przerzutowe. W związku z dużym zapotrzebowaniem na części zamienne, upłynnianie rozłożonych w dziuplach pojazdów nie jest problemem.

- W stolicy i jej najbliższych okolicach najczęściej prowadzimy akcje namierzania i odzyskiwania Toyot oraz Mazd. Zwykle kradzione są w godzinach późnowieczornych lub w środku nocy, bo dzięki temu złodzieje mają najwięcej czasu na zaopiekowanie się nimi, zanim śpiący właściciel zorientuje się, że jego auto zniknęło - mówi Mirosław Marianowski, Security Manager w firmie Gannet Guard Systems.

Na części lub za wschodnia granicę

Większość kradzionych aut jest rozbierana na części. Duże zapotrzebowanie rynku na podzespoły oraz fakt, że elementy pojazdów pochodzące z nielegalnego źródła nakręcają kolejny intratny biznes - wyłudzanie pieniędzy z ubezpieczeń komunikacyjnych - sprawia, że znikające z ulic samochody kończą pocięte i porozkręcane w dziuplach. Jak twierdzą policyjni informatorzy, największym rynkiem zbytu dla "biznesmenów" ze złodziejskiego fachu są kraje byłego ZSRR. Ciekawie sytuacja wygląda zwłaszcza na Litwie i Łotwie - związku z surowymi karami za kradzież, lokalne grupy przestępcze zaopatrują się w "towar" w Polsce.

- Przestępcy starają się, aby od chwili kradzieży do momentu rozebrania samochodu minęło jak najmniej czasu. Bywa, że już po niespełna dobie od zniknięcia z parkingu lub garażu auto rozłożone jest na czynniki pierwsze - tłumaczy Marianowski.

Pojazdy, które pozostają w całości, są najczęściej legalizowane. Złodzieje za niewielkie pieniądze kupują mocno zniszczone samochody - spalone lub po powodzi - i na podstawie ich cech identyfikacyjnych modyfikują skradzione auta tak, by stały się "legalne" i nadawały do sprzedaży na rynku krajowym lub za wschodnia granicą. Fałszywe dokumenty często sporządzane są już poza naszym krajem.

Z ulicy nie "wejdziesz"

- Złodzieje są grupą bardzo hermetyczną. To nie jest tak, że ktoś podnosi rękę na ulicy i już "biega" ze złodziejami samochodów. Tak działaliby tylko samobójcy. To ludzie, którzy stosują wysoce profesjonalne metody kontroli. W tym środowisku panuje niepisany kodeks. Każdy, kto współpracował z policją, jest dla kolegów po fachu skreślony i nigdy nie wróci już do "zawodu" - zauważają policjanci.

Jak pracują przestępcy? Jednym legalnym samochodem należącym do któregoś ze złodziei pokonują kilka kilometrów, obserwując czy nie są śledzeni. Dojeżdżają do ustalonego wcześniej miejsca, gdzie przesiadają się w szybkie auto sportowe - najczęściej legalne, zarejestrowane na "słupa", czyli osobę, która za określoną kwotę zgodziła się udostępnić swoje dane osobowe. To pojazd, w którym nawet zatrzymani przez policję śmiało okazują dokumenty i ze strony funkcjonariuszy grozi im jedynie mandat. Samochodem tym wykonują brawurowe manewry i z dużą prędkością przemieszczają się po mieście. W ten sposób próbując wykryć, czy nie są obserwowani i czy nikt ich nie goni. Gdy nic podejrzanego się nie dzieje, po raz trzeci zmieniają środek lokomocji na mniej wyróżniający się i rozpoczynają działania. Każdy złodziej z 4-5 osobowej grupy obiera inny cel. W trakcie jednego "wypadu" przestępcy są w stanie ukraść kilka samochodów.

Policjant nie jest lepszym kierowcą niż złodziej?

- Policjanci mają do wyboru: albo złapać złodzieja na gorącym uczynku, albo działać z zaskoczenia. Gdy mundurowy twierdzi, że jest lepszym kierowcą od złodzieja i dopadnie go po pościgu, to gada głupoty, albo naoglądał się za dużo filmów - stwierdza jeden z funkcjonariuszy. - Najlepsi przestępcy dysponują nasłuchem radiostacji policyjnych. To oni pilnują mundurowych, a nie odwrotnie - dodaje.

Zdaniem byłych policjantów, najgorsze, co może się wydarzyć, to podjęcie decyzji o rozpoczęciu brawurowego pościgu. W 90 proc. kończy się on poświęceniem jednego z radiowozów i niebezpiecznym zderzeniem ze skradzionym samochodem.

- Złodziej zawsze "idzie do końca". Samochód w jego rękach jest równie niebezpieczny, co pistolet - mówi policjant. - Mój kolega, który miał dokonać zatrzymania dynamicznego, został potrącony. Na szczęście przeżył i wrócił do pracy. Wykonuje w tej chwili mniej ryzykowne zadania, siedzi za biurkiem - dodaje.

GPS, moduły i zagłuszarki

- Nie ma w tej chwili samochodu, którego nie da się ukraść. Co więcej, w momencie, gdy taki pojazd zostanie odzyskany, biegły nie znajdzie w nim śladu dokonanej kradzieży - podsumowują policjanci. Dlatego, ich zdaniem rozwiązaniem, warto stawiać na systemy pozwalające odzyskać pojazd po kradzieży.

- W grę wchodzą monitoring, zwłaszcza radiowy - mówią wprost. - Rzecz w tym, że system bazujący na dedykowanej częstotliwości radiowej, a nie sygnałach GPS/GSM, jest odporny na działanie zagłuszarek powszechnie stosowanych przez złodziei. Ponadto pozwala ustalić pozycję skradzionego samochodu nawet jeśli został on ukryty w garażu podziemnym czy kontenerze - wyjaśnia Dariusz Kwakszys, IT manager w firmie Gannet Guard.

Samochód znika. I wypływa...

Wyłamanie zamka, podpięcie się do gniazda diagnostycznego, uruchomienie silnika, przeparkowanie auta w inne miejsce. To najprostszy scenariusz kradzieży samochodu. Co dalej dzieje się z pojazdem?

Specjaliści od włamu nie kradną pojazdów dla siebie, tylko na zlecenie grupy, z którą współpracują. Jeżeli zajmuje się ona demontażem samochodów, to auto po kradzieży najczęściej odstawiane jest w ściśle określone miejsce w pobliżu tzw. dziupli lub bezpośrednio do niej. Czasem złodzieje pozostawiają skradzione samochody na osiedlowych parkingach lub w miejscach, gdzie inne osoby mogą bezpiecznie obserwować, czy ktoś nie interesuje się pojazdem. Jeśli stwierdzą, że upłynął już wystarczająco długi czas i nikt nie zwracał uwagi na auto, to jest ono przekazywane do następnego ogniwa łańcucha w grupie zajmującej się obrotem samochodami pochodzącymi z przestępstwa.

- Jeśli auto ma być przygotowane do zalegalizowania w celu użytkowania w kraju bądź wywiezienia za granicę, to trafia do wcześniej przygotowanego, wynajętego garażu. Samochód stoi tam od kilku do kilkunastu dni i czeka na wyrobienie dokumentów. Następnie zmieniane są numery VIN, tak żeby były zgodne z dokumentami. Paserzy często ingerują również w wygląd zewnętrzny pojazdu, np. poprzez oklejenie folią w innym kolorze. Znacznie więcej aut jest jednak rozbieranych na części, bo te łatwiej jest sprzedać, a popyt na nie jest duży - stwierdza Marianowski z Gannet Guard Systems.

Jeżeli samochód trafi do dziupli, to zajmują się nim tzw. brudasy, czyli mechanicy i blacharze, którzy najczęściej pracują w grupach. Wszystkie elementy z rozmontowanego pojazdu trafiają do określonych punktów odbioru. Są nimi warsztaty samochodowe, zakłady blacharskie oraz giełdy. To, czego nie uda się sprzedać, zostaje najczęściej pocięte i wywiezione w ustronne miejsca, np. do lasu.

- Wielokrotnie w ramach prowadzonych akcji poszukiwawczych samochodów udało nam się przyłapać przestępców na gorącym uczynku, dosłownie ze śrubokrętami i kluczami w rękach. Odnajdywaliśmy pojazdy w garażach, pomieszczeniach magazynowych na terenach firm, w stodołach, na parkingach strzeżonych i niestrzeżonych oraz w dziuplach przygotowanych tak, aby utrudnić możliwość lokalizacji. Namierzaliśmy również pojazdy w metalowych kontenerach i na podziemnych parkingach - wyjaśnia Mirosław Marianowski.

I zaznacza, że w związku z tym, iż samochody często rozbierane są na części, auta muszą być jak najszybciej namierzone i odzyskane. - Dzięki zastosowaniu systemu radiowego, 98 proc. pojazdów udaje nam się odnaleźć jeszcze w dniu kradzieży - podkreśla.

Kradziony i odzyskiwany dwa razy

Popularność niektórych modeli samochodów wśród złodziei jest tak duża, że potrafią upolować ten sam samochód więcej niż raz. Jednostki operacyjne Gannet Guard Systems dwukrotnie odzyskiwały chociażby Toyotę Auris. Taka sama sytuacja miała miejsce pod koniec września.

- Otrzymaliśmy zgłoszenie o kradzieży Mazdy CX-5 na terenie Katowic. Samochód ten już raz padł łupem amatorów cudzej własności (w zeszłym roku) i odnalazł się dzięki wykorzystaniu systemu GanTrack. Taka sama sytuacja miała miejsce tym razem. Auto namierzyliśmy po niespełna godzinie na terenie Zabrza. Złodzieje pozostawili CX-5 do wystygnięcia na jednym z osiedli. Po przekazaniu koordynatów miejsca, w którym zaparkowano samochód, Policja zabezpieczyła auto i przekazała je właścicielowi - mówi Dariusz Kwakszys z Gannet Guard Systems.

Dziuple pełne niespodzianek

Dziuple to nie tylko miejsca, w których złodzieje rozbierają i przechowują kradzione auta. Często są to centra nielegalnego biznesu, gdzie amatorzy cudzej własności ukrywają, produkują lub hodują nielegalny towar.

- W przypadku wielu odnalezień namierzanych przez nas samochodów, w miejscach, w których były przetrzymywane, policja zabezpieczała dowody innego rodzaju przestępczej działalności - mówi Mirosław Marianowski. - Zdarzyło się tak, że przekazaliśmy policji koordynaty miejsca, w którym zaparkowano skradzioną Toyotę Land Cruiser. W trakcie prowadzonych czynności odkryto tam inne kradzione samochody, pocięte i rozebrane na części. Toyota Land Cruiser została odnaleziona w całości. W „dziupli” znajdowały się również spore ilości nielegalnego alkoholu, fabryka bimbru oraz narkotyki - dodaje.

A dziuple ulokowane są w najdziwniejszych miejscach. Oto najciekawsze przykłady:

Bunkier: poznańscy policjanci odkryli "dziuplę" samochodową z trzema skradzionymi pojazdami ukrytymi w starych bunkrach. Były to Polonez, Citroen oraz Volkswagen, które kilka dni wcześniej zniknęły z parkingów na terenie miasta.

Stodoła: w jednej ze stodół w powiecie kutnowskim mundurowi namierzyli skradzionego VW Tourana i BMW serii 1. W dziupli rozbierano na części auta kradzione w Łodzi, Pabianicach, Zgierzu i innych miastach województwa łódzkiego. Znajdowały się tam elementy m.in. BMW, Renault i Audi.

Prywatne posesje z marihuaną: dolnośląska policja ustaliła, że dziuple samochodowe znajdują się na terenie kilku posesji. Znaleziono w nich luksusowe samochody skradzione na terenie Unii Europejskiej i części do aut, m.in. do Porsche, Mercedesów, Audi i BMW, warte łącznie ponad 1,5 mln zł. Przy okazji zabezpieczono tablice rejestracyjne, kluczyki do ponad 150 pojazdów, sprzęt elektroniczny i komputerowy oraz biżuterię o łącznej wartości ponad 500 tys. zł. Największym zaskoczeniem okazało się… namierzenie ponad 500 krzaków konopi indyjskich, z których można było uzyskać kilkaset tysięcy porcji narkotyków o wartości ponad 2 mln zł.

Chlewnia: młody mężczyzna wynajął chlewnię pod Świdnicą i zrobił w niej składowisko części kradzionych aut. Domontował w nich m.in. Volkswageny, Audi i BMW. W sumie rozebrał na części ponad 20 aut.

Piwnica: w piwnicy budynku znajdującego się na posesji na terenie powiatu kłodzkiego policjanci znaleźli kilkadziesiąt części samochodowych. Zabezpieczyli również trzy silniki. Już po wstępnym sprawdzeniu w bazach danych, okazało się, że pochodzą one, z co najmniej kilku pojazdów utraconych poza granicami naszego kraju.

Skupu złomu i metali kolorowych: w dziupli policjanci z wydziału do walki z przestępczością samochodową w Łodzi znaleźli Fiata Ducato i Mercedesa Sprintera o wartości ok. 155 tys. zł.

Polana w lesie: mazowieccy policjanci namierzyli dziuplę samochodową usytuowaną w środku lasu. Na miejscu kryminalni zatrzymali trzech złodziei i zabezpieczyli dwa auta: kradzione Suzuki Vitara oraz Toyotę Auris.

ADAC