Reima Kuisla, fiński milioner, dostał od drogówki mandat w wysokości 54 tys. euro (po przeliczeniu ok. 227 tys. zł). To kara za to, że za kierownicą swojego mercedesa przekroczył dozwoloną prędkość o 20 km/h.
W Finlandii wysokość mandatu zależy od zarobków - chodzi o to, by kara była równie dolegliwa dla wszystkich.
Jednak Reima Kuisla nie czuje się sprawiedliwie potraktowany. Jak napisał na portalu społecznościowym, 10 lat temu nie myślałby o wyprowadzce z Finlandii, teraz jednak uważa, że nie mogą mieszkać tam ludzie zamożni.
W komentarzu przy zdjęciu zamieszczonym na Facebooku stwierdził również, że Finlandia jest krajem niemożliwym do życia dla osób, które mają wysokie dochody i duży majątek.
Rodacy ukaranego przedsiębiorcy mu nie współczują - przeważają komentarze, że kto przestrzega przepisów, ten nie płaci mandatów.
W Finlandii to nie jest pierwszy taki przypadek. W 2013 szwedzki bogacz Anders Wiklof został ukarany mandatem wysokości 95 tys. euro (ok. 400 tys. zł) - przy ograniczeniu do 50 km/h, Wiklof jechał 77 km/h.
W Polsce, mimo głośnych planów i deklaracji, wysokość mandatu jeszcze nie zależy od majętności kierowcy. Ostatnim przykładem jest sprawa Krzysztofa Hołowczyca - jeśli sąd przychyli się do stanowiska policji, wówczas rajdowiec za przekroczenie prędkości o 114 km/h dostanie 500 zł mandatu i 10 punktów karnych.
CZYTAJ TAKŻE Sąd utajnił sprawę Hołowczyca. Dziennikarzy wyproszono z sali>>>