Czarna toyota avensis nie błyszczy już jak kiedyś - po prawej stronie jest kilka rys i dziura na zderzaku, a także wgniecenie. Uszkodzenia sugerują na nieudane manewr parkowania. Zdaniem "Super Expressu", do pechowego zdarzenia miało dojść kilkanaście dni temu. Bulwarówka twierdzi, że za kierownicą miała siedzieć wówczas Małgorzata Tusk. Na dowód gazeta opublikowała zdjęcie porysowanego auta.
Na początku września "Newsweek" donosił, że Tuskowie jeżdżą tą toyotą avensis na narty w Dolomity, z auta korzystają też żona i syn szefa rządu. A w rejestrze korzyści premiera nie było jednak po tym fakcie ani śladu.
- Nie mam żadnych wątpliwości, że premier powinien wykazywać ten samochód w rejestrze korzyści. Sprawa, delikatnie mówiąc, jest na granicy naruszenia dobrych obyczajów - mówił wówczas tygodnikowi prof. Antoni Kamiński z Instytutu Studiów Politycznych PAN, jeden z założycieli Transparency International Polska.
Zdaniem "Newsweeka" Tuskowie korzystają z samochodu należącego do PO od 2007 roku. W międzyczasie doszło do wymiany starszej toyoty avensis na nowszy model.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, to do zmiany samochodu doszło w 2009 roku. Auto na stałe znajduje się w Trójmieście - mówił sekretarz generalny Platformy Andrzej Wyrobiec.
- A wie pan, że premier jeździł tym samochodem na urlop i że z auta do niedawna korzystał też syn premiera? - pytał dziennikarz tygodnika. - Jakoś mi to nie przeszkadza - miał odpowiedzieć Wyrobiec.
"Newsweek" twierdził, że współpracownicy przestrzegali w tej sprawie Tuska.
- Współpracownicy zwracali na to uwagę parę razy, ale premier zareagował na tę sprawę dopiero po jakimś czasie. Dziś problemu już nie ma, bo syn premiera wziął w leasing inny samochód - miał stwierdzić jeden z rozmówców czasopisma.
- Premier powinien był wykazać korzystanie z tego samochodu w rejestrze korzyści. Partie utrzymują się w przeważającej mierze z pieniędzy podatników, w związku z czym należące do niej samochody nie powinny być wykorzystywane do prywatnych celów - skwitował wówczas prof. Antoni Kamiński.