W środę przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa zaczęło się postępowanie dowodowe w tym rozpoczętym w styczniu br. procesie. Wcześniejsza faza procesu była niejawna - postępowanie dowodowe jest już jawne. W 2011 r. rozpoczęcie procesu kilkakrotnie odraczano, m.in. z powodu braku opinii neurologicznej co do Z.

Reklama

Ferrari prowadzone - według oskarżenia - przez Z. rozbiło się w lutym 2008 r. o filar wiaduktu na stołecznym Mokotowie. Samochód jadący z prędkością 150 km/h - na odcinku, gdzie obowiązywało ograniczenie do 50 km/h - rozpadł się i stanął w płomieniach. Na miejscu zginął dziennikarz motoryzacyjny "Super Expressu" Jarosław Zabiega. Z. został ciężko ranny, długo był w śpiączce.

W lipcu 2008 r. prokuratura wydała postanowienie o postawieniu Z. zarzutów, ale przez dwa lata biegli uznawali, że ze względu na zły stan zdrowia nie może on brać udziału w czynnościach. Dlatego we wrześniu 2008 r. śledztwo zawieszono. Wznowiono je w lipcu 2010 r., kiedy biegli uznali, że zdrowie pozwala już Z. na udział w przesłuchaniu.

We wrześniu 2010 r. Z. przedstawiono zarzut naruszenia zasad bezpieczeństwa ruchu przez niedostosowanie się do znaku drogowego ograniczenia prędkości do 50 km/h. Jak mówiła rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monika Lewandowska, Z. "wyjaśnił, że nie pamięta okoliczności wypadku i odmówił wyjaśnień". Akt oskarżenia wysłano sądowi w październiku 2010 r.

W środę oskarżycielka posiłkowa Agata P. (była narzeczona Zabiegi) zeznała, że feralnego wieczora Zabiega powiedział jej, iż pojedzie z Z. na przejażdżkę ferrari "najwyżej na pół godziny"; nie wziął ze sobą prawa jazdy. Gdy nie wracał, zaczęła się niepokoić; dzwoniła, ale ich telefony komórkowe milczały. Od znajomej dowiedziała się, że "na pasku w telewizji jest informacja, że był wypadek ferrari z ofiarą śmiertelną"; gdy mówiła o tym w sądzie, nie mogła powstrzymać łez.

Kobieta dodała, że policjanci powiedzieli jej wtedy, że "nie mają najmniejszych wątpliwości, iż kierowcą był Z., co wynikało m.in. z ułożenia ciał". Podkreśliła, że była zszokowana wpisem na blogu Z., że nie pamięta wypadku, ale "ma przed oczami sytuację, że siedzi na fotelu pasażera".

Ojciec Zabiegi potwierdził sądowi, że policja nie miała wątpliwości co do osoby kierowcy. Dodał, że po dłuższym czasie zadzwonił do niego ojciec Z., który mówił, że "jego syn też jest w strasznym stanie i nie wiadomo, czy z tego wyjdzie".

Reklama

Świadek, właściciel ferrari Paweł Sz. powiedział, że dwa dni przed wypadkiem toczyły się negocjacje ws. kupna przez inną osobę tego auta. Zeznał, że umowę kupna zawarto w przeddzień tragedii - w tym czasie stało ono na posesji dziennikarza, który miał zrobić mu zdjęcia.

"Nie dawałem zgody Z. na korzystanie z ferrari; zostawiłem mu je po to, by nakręcił o nim materiał" - dodał świadek. Dopytywany o to przez obronę, przyznał zarazem, że formalnie nie zabronił Z. używania auta. Sz. podkreślił, że ogólnie stan techniczny auta był dobry; miało ono tylko OC, poza tym było nieubezpieczone. Kluczyki Sz. pozostawił w samochodzie.

Świadek Krzysztof L. zeznał, że stał na światłach blisko ferrari, które ruszyło "dość dynamicznie", po czym zobaczył, że "zarzuca tylną częścią auta" i że "idą spod niego iskry" wskutek nierówności terenu. "Po pewnym czasie zauważyłem wybuch i płomienie spod wiaduktu" - dodał. Wtedy stanął i pobiegł na miejsce tragedii, gdzie ktoś odciągał już kogoś od palącego się auta; druga osoba leżała obok; coś się na niej paliło. "Było tak gorąco, że nie dało się podejść do auta; nie dało się ocenić, gdzie był jego przód, a gdzie tył" - zeznał. L. nie widział, kto kierował autem.

Pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej mec. Tadeusz Wolfowicz mówił mediom, że chce, by sąd prawidłowo odtworzył przebieg wypadku i to, kto kierował pojazdem. Jego zdaniem kierującym był Maciej Z. Adwokat dodał, że będzie wnosił tylko i wyłącznie o uznanie jego winy (nie będzie składał roszczeń finansowych wobec niego).

Obrończyni Z. mec. Grażyna Flis kwestionuje, by to on kierował autem. Mec. Wolfowicz podkreśla z kolei, że dwóch świadków, którzy w środę nie zdążyli złożyć zeznań, w śledztwie rozpoznało Z. jako kierującego ferrari. Sam Z., który odpowiada z wolnej stopy, nie wypowiadał się dla mediów.

W sprawie są dwie opinie biegłych; nie wiadomo jeszcze, kiedy będą oni zeznawali. Zdaniem adwokatów wyrok mógłby zapaść mniej więcej jesienią br. (jeśli nie pojawiłyby się żadne niespodziewane przeszkody).

Proces odroczono do 29 maja, kiedy mają zeznawać kolejni świadkowie.

Za nieumyślnie spowodowanie wypadku, którego następstwem jest śmierć innej osoby, grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.