W Polsce fotoradarów mamy całkiem sporo, ale są i innekraje, w których jazda po drogach publicznych przypomina poruszanie się po… polu minowym. Niemcy lubią na przykład stawiać fotoradary w miejscu ograniczeń prędkości na autostradach, Francuzi i Belgowie z kolei chętnie umieszczają je w zasadzie wszędzie gdzie tylko się da, a tacy Austriacy często kontrolują na swoich autostradach średnią prędkość na danym odcinku.

Reklama

I o pamiątkowe zdjęcie z wakacji w takich warunkach naprawdę nietrudno – nie trzeba nawet często mocno "kozaczyć". Wystarczy często nawet drobna chwila nieuwagi, bo sprzęt stosowany za granicą nierzadko ma mniejszą tolerancję niż ten używany u nas. I cyk, gotowe, zdjęcie trafia do naszej skrzynki.

Mandat z zagranicy: co dalej?

A co w takiej sytuacji? Cóż, odpowiedź może być w tym wypadku tylko jedna – zapłacić. Uwaga: często jest tak, że korespondencja pochodzi nie od służb z danego państwa, lecz od firmy windykacyjnej, na dodatek mającej siedzibę zupełnie w innym kraju, niż ten, w którym popełniliśmy wykroczenie. Nie jest to więc (zazwyczaj) żadna próba wyłudzenia i takie pismo lepiej traktować poważnie.

Reklama
Na wakacje samochodem po Europie. Gdzie jest najwięcej fotoradarów? / Yanosik
Reklama

W tym miejscu jednak ważna uwaga: często w takim wypadku nie mamy do czynienia z mandatem, lecz z wezwaniem do zapłaty. Jeśli jednak odmówimy uiszczenia opłaty, to nie liczmy na to, że nam się upiecze – choćby z tego względu, że polski sąd może w mgnieniu oka karę zatwierdzić i wtedy mamy już do czynienia z "pełnoprawnym" mandatem. Jasne, od mandatu zawsze będzie można się próbować odwoływać, jednak często nie ma ku tu temu żadnych przesłanek i brakuje jakiegokolwiek punktu zaczepienia.

Niemniej trafiają się i tacy, którzy nawet w takiej sytuacji próbują z systemem walczyć, a potem… sami muszą zmierzyć się nie tylko z mandatem, ale i z odsetkami oraz kosztami postępowania. Na drogę odwoławczą warto wejść na pewno trzeba wtedy, gdy wiemy, że zostaliśmy niesłusznie ukarani i mamy solidne argumenty na własną obronę.

Mandat z zagranicy: wymogi formalne

Kolejna ważna sprawa: pismo z wezwaniem do zapłaty/mandatem musi być przetłumaczone na ojczysty język kraju, w którym dane auto zostało zarejestrowane. Muszą się tam znaleźć dane na temat miejsca i czasu popełnienia wykroczenia, a także informacja o ile dopuszczalna prędkość została przekroczona (lub jakie inne wykroczenie zostało w danym miejscu ujawnione – na przykład brak ważnej opłaty drogowej/autostradowej, przejazd na czerwonym). No i, co jasne, informacja o wysokości grzywny oraz o sposobie jej opłacenia. Uwaga: zdjęcie dokumentujące wykroczenie może, ale nie musi być do korespondencji dołączone.

Policja Niemcy / shutterstock

Nie ma też raczej co liczyć na przedawnienie. W niektórych krajach mandat przedawnia się po 2-3 latach, w innych – dopiero po pięciu. Czasem faktycznie jest tak, że choć fotoradar ewidentnie błyśnie nam po oczach, to mandat nie przychodzi – w wyjątkowych sytuacjach zagraniczne służby odstępują od windykacji, bo kara jest na tyle mała, że się to po prostu nie opłaca.

Mandat z zagranicy: wyrzucasz do kosza? Zły pomysł

Najgorzej będą mieć ci, którzy wezwanie do zapłaty/mandat wyrzucą do kosza. Jeśli następnym razem przy jakiejś okazji takiego delikwenta złapie w danym kraju policja, to nie ma co liczyć na pobłażanie: karę trzeba będzie zapłacić na miejscu, zapewne do tego dojdą też wysokie odsetki.

Radiowóz, Chorwacja, policja / shutterstock