Urządzenia wykorzystywane w samochodach, jak zaczepy kulowe, kable rozruchowe czy linki holownicze mogą być niebezpieczne dla użytkowników - wynika z badań przeprowadzonych przez Przemysłowy Instytut Motoryzacji na zlecenie Federacji Konsumentów.
Badanie zostało przeprowadzone we współpracy z Przemysłowym Instytutem Motoryzacji (PIMOT). Eksperci otrzymali do przebadania po kilka sztuk zaczepów kulowych, kabli rozruchowych i linek holowniczych. Były one kupione na stacjach benzynowych, w marketach motoryzacyjnych lub w hurtowniach.
Tadeusz Diupero z Laboratorium Bezpieczeństwa Pojazdów Przemysłowego Instytutu Motoryzacji wyjaśnił, że badanie nie odzwierciedla pełnego obrazu rynku, ponieważ nie poddano badaniom wszystkich dostępnych na nim produktów danego typu. "Jednak z tego, co udało nam się przebadać wynika, że jest źle, a nawet tragicznie" - powiedział Diupero.
Wśród siedmiu przebadanych zaczepów kulowych (służą one do mocowania do pojazdu przyczepy ) dwa nie spełniły nawet wymogów ogólnych - czyli były wykonane nie z takiego materiału jak należy albo nie miały instrukcji w języku polskim. Trzy sztuki nie były wystarczająco wytrzymałe, trzy nie były oznaczone wymaganymi informacjami, a dwa nie miały homologacji (pozwolenie na użytkowanie), choć jest to wymagane.
Przewodów rozruchowych (służących np. zimą do odpalania samochodów) przebadano sześć. Jak wyjaśnili przedstawiciele PIMOT, żaden z nich nie był bez zarzutu. Aż trzy uznano za "kompletne buble", których używanie może być niebezpieczne, choćby ze względu na ryzyko porażenia prądem.
Oto produkty niebezpieczne dla kierowców - czytaj dalej>>>
Badaniom poddano także dziewięć linek holowniczych. Dwie nie miały wymaganej przez prawo o ruchu drogowym długości, czyli min. 4 metrów. Za to wymagań co do wytrzymałości nie spełniło aż osiem. Może to spowodować, że w trakcie holowania linka się urwie.
Prezes Federacji Konsumentów Małgorzata Niepokulczycka zaznaczyła, że szczególnie ważna przy kupowaniu takich sprzętów jest świadomość konsumentów. Poradziła, by za każdym razem sprawdzić, czy produkt ma instrukcję obsługi po polsku i oznaczenia, że posiada homologację.
Dodała, że było to badanie pilotażowe. "Nie jest to pełny test konsumencki, ponieważ zabrakło nam na niego pieniędzy, ale mamy nadzieję, że będziemy mogli takie badania przeprowadzać częściej" - wyjaśniła prezes.