O zamiany w przepisach dotyczących przeglądów technicznych zapytała Ministra Infrastruktury posłanka Platformy Obywatelskiej Agnieszka Hanajczyk. Teraz do sprawy z upoważnienia swojego szefa Andrzeja Adamczyka odniósł się sekretarz stanu w resorcie Rafał Weber.
– Wkrótce zostanie przedstawiony nowy projekt zmiany ustawy Prawo o ruchu drogowym – powiedział przedstawiciel resortu. Ze słów wiceministra wynika, że rząd odkopał topór wojenny i wraca do prac nad rewolucją w przepisach, którą pod koniec 2018 roku stłumił prezes PiS Jarosław Kaczyński. Przypominamy, że wówczas Sejm miał głosować nad wprowadzeniem zmian w systemie badań technicznych pojazdów oraz zwiększeniem nadzoru nad stacjami kontroli pojazdów (SKP).
Rząd odkopał topór wojenny
– W Ministerstwie Infrastruktury została przygotowana propozycja wprowadzenia nowego systemu wysokiej jakości badań technicznych pojazdów – ujawnił Weber. Jak wskazał, będzie ona opierać się naprawie już istniejącego systemu nadzoru nad SKP.
Dla kierowców oznacza to, że nadchodząca reforma przewiduje:
- Wprowadzenie nowych metod badawczych podczas przeglądów;
- Karanie właścicieli aut i firm decydujących się czy podejmujących się usunięcia elementów z pojazdu odpowiedzialnych za jakość odprowadzanych spalin (m.in. wycinanie filtra cząstek stałych);
- Przewidziano też kary za dopuszczanie do ruchu pojazdów nie spełniających norm technicznych np. w zakresie bezpieczeństwa.
Weber ocenił, że wdrożenie nowego projektu przepisów pozytywnie wpłynie na – tu cytat: poprawę stanu środowiska przez zmniejszenie średniego poziomu emisji spalin w wyniku wykrywania i eliminowania z użytkowania pojazdów z niesprawnymi układami kontroli emisji spalin oraz wyeliminowanie nieszczelności powodujących wycieki toksycznych płynów eksploatacyjnych, nieszczelności instalacji gazowych, jak również powodujących nadmierny hałas.
Zdaniem ministerstwa skutkiem nowych przepisów będzie również uszczelnienie systemu przeglądów pojazdów.
– Zmiana nadzoru nad stacjami kontroli pojazdów wpłynie na wyższą jakość wykonywanych badań technicznych i wiąże się z wyeliminowaniem z ruchu drogowego pojazdów w złym stanie technicznym, co podniesie poziom bezpieczeństwa w ruchu drogowym – uzasadnił Rafał Weber.
Koniec wycinania?
DPF lub FAP, czyli filtr cząstek stałych to rozwiązanie, które ma zmniejszać emisję szkodliwych substancji zawartych w spalinach samochodowych, a szczególnie rakotwórczych cząsteczek sadzy. Nie jest tajemnicą, że właściciele aut napędzanych silnikami Diesla masowo usuwają ten element z układu wydechowego. Skąd wzięła się ta moda? W zależności od warunków eksploatacji DPF trzeba wymienić na nowy po 80-200 tys. km, a to kosztuje od ok. 2 tys. zł do 15-16 tys. zł. Fachowcy z firm zajmujących się regeneracją filtrów zwracają uwagę na to, że trafiają do nich filtry zatkane już po 30 tys. km. I głównie z tych powodów kierowcy decydują się na wycięcie filtra DPF.
Polska policja w trakcie kontroli drogowej jest właściwie bezradna, bo nie dysponuje urządzeniami, które ujawnią ingerencję w układ wydechowy i brak DPF. Najwyższy mandat jaki może w tym przypadku wystawić drogówka to 500 zł. Dla porównania w Danii za jakąkolwiek nieautoryzowaną ingerencję w pojazd grozi przy pierwszej kontroli 2 tys. euro (ponad 9 tys. zł). Jeżeli taka osoba zostanie przyłapana na podobnym procederze po raz kolejny zapłaci już 15 tys. euro (68 tys. zł), czyli równowartość dobrego samochodu.
– Niestety na rynku nie brakuje nieuczciwych praktyk wśród mechaników i to nie tylko w zakresie wycinania filtrów DPF. Kierowca, który po raz pierwszy oddaje auto do nowego warsztatu nigdy nie ma pewności czy trafił na rzetelnego mechanika – powiedziała dziennik.pl Joanna Susło, reprezentująca operatora systemu Yanosik. – Dlatego odradzamy oddawania swojego samochodu w nieznane ręce, bez sprawdzenia opinii o danym miejscu. W aplikacji Yanosik, w trybie nawigacji, znajduję się zakładka poświęcona warsztatom, gdzie kierowcy mogą zostawiać komentarze pod daną wizytówką. Na tej podstawie można szybko sprawdzić który mechanik z okolicy rzetelnie wykonuje swoją pracę. Co więcej, najlepsze warsztaty znajdują się w wysoko w pozycjonowaniu wyszukiwarki, by nasi użytkownicy trafili do miejsca obdarzonego największym zaufaniem wśród kierowców–poradziła
Na czym miałby polegać obostrzenia?
Nie można wykluczyć, że resort infrastruktury pracując nad nowymi regułami sięgnie po rozwiązania opracowane w 2018 roku przez Instytut Transportu Samochodowego.
– Podczas badania technicznego auta – wyposażonego w silnik wysokoprężny – sprawdza się tzw. zadymienie, czyli zawartość sadzy w emitowanych spalinach. Zaostrzenie aktualnej i dopuszczalnej wartości tzw. zadymienia pozwoli efektywnie weryfikować pojazdy, w których filtr cząstek stałych został usunięty. Dotyczy to pojazdów spełniających wymagania norm Euro 5 i Euro 6 – wyjaśnił nam wówczas dr inż. Wojciech Jarosiński z ITS.
Dodatkowo w trakcie przeglądu diagnosta miałby wpiąć się w system diagnostyki pokładowej pojazdu (EOBD) by potwierdzić wycięcie filtra cząstek stałych. Kierowcy musieliby też liczyć się z tym, że wyniki badań emisji zanieczyszczeń wchodzących w zakres okresowych badań technicznych będą archiwizowane.
– Pojazdy z usuniętym filtrem cząstek stałych nie uzyskają pozytywnego wyniku badania technicznego. By uzyskać pozytywny wynik badania trzeba będzie doposażyć pojazd w brakujący filtr DPF – powiedział wtedy Mikołaj Krupiński z ITS.