Zeszłoroczne zatory na autostradzie A1 prowadzącej nad morze postawiły na nogi cały rząd. Ówczesny premier Donald Tusk zdecydował o otwarciu szlabanów w wakacyjne weekendy, a minister infrastruktury Elżbieta Bieńkowska zapowiedziała radykalne zmodernizowanie systemu: wyeliminowanie bramek i wprowadzenie elektronicznych opłat. Na nową jakość mieliśmy poczekać do 2016 r., ale już w tym roku miał ruszyć pilotaż na autostradzie A1. To pozwoliłoby uwolnić ją od zatorów w wakacyjne weekendy. Niestety, nic z tego nie będzie. I niemal pewne jest, że w drodze nad morze znowu staniemy w korkach.
– GTC nie otrzymało od ministerstwa żadnych instrukcji dotyczących pilotażowego systemu poboru opłat – przyznaje Anna Kordecka, rzeczniczka spółki GTC, zarządzająca płatnymi odcinkami A1. Zamiast tego, będą... nowe bramki – pod Toruniem dobudowywane są trzy, a pod Gdańskiem dwie. Mają być gotowe przed wakacjami. A do tego system automatycznego wydawania biletów.
Wszystko to ma skrócić czas obsługi na wjeździe o 30 proc. Innymi słowy, jeśli latem 2014 r. na A1 w Nowej Wsi i Rusocinie w korku stało się godzinę, to w tym czas ten skróci się do 40 min. – To prowizorka. Czeka nas powtórka z rozrywki – komentuje Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Tymczasem rząd rozważa wprowadzenie kolejnych „udogodnień”, np. niższych opłat za przejazd nocą. Zdaniem Furgalskiego efekt końcowy tych działań może być taki, że w wakacje państwo znowu zapłaci za podniesienie szlabanów w górę. – To prawdopodobne, tym bardziej że będzie to okres kampanii wyborczej. A elektorat nie lubi stać w korkach w drodze na wakacje – komentuje. I przypomina, że latem 2014 r. budżet zapłacił za odkorkowanie A1 20 mln zł. Dokładnie tyle samo kosztowałoby wdrożenie systemu na wszystkich trzech odcinkach koncesyjnych.
CZYTAJ TAKŻE: Dziwna bezczynność rządu w sprawie autostrad >>>