Ministerstwo Środowiska i GDDKiA wciąż nie dostarczyły prokuraturze dokumentów w sprawie ekranów stawianych przy drogach. Bez nich nie może zapaść decyzja o ewentualnym wszczęciu śledztwa w sprawie - informuje "Rzeczpospolita".

Reklama

Materiały od resortu środowiska i Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad mają pomóc w ustaleniu przyczyn, podstaw prawnych i faktycznych wprowadzania w Polsce zawyżonych (według prokuratury) norm hałasu.

Ich konsekwencją było zawieranie przez GDDKiA umów na budowę licznych ekranów akustycznych - wyjaśnia prok. Dariusz Ślepokura, rzecznik warszawskiej okręgówki.

Postępowanie sprawdzające dotyczy ewentualnego przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych.

Materiały są zbierane. Zostaną przekazane możliwie szybko, w terminie przewidzianym w przepisach - zapewnia Magda Sikorska, rzecznik resortu środowiska.

W GDDKiA nie potrafiono powiedzieć, czy dokumenty już wysłano.

"Jeśli prokurator będzie miał podejrzenia zatajenia czegokolwiek, może wszcząć śledztwo i wydać nakaz przeszukania tych instytucji" - przypomina prok. Ślepokura.

11 października "Rzeczpospolita" podała, że blisko połowa ekranów akustycznych powstała niepotrzebnie, a firmy je produkujące zarobiły na nich fortunę. Ekrany stawiano tam, gdzie powstać wcale nie musiały, np. przy lasach i ugorach. Według "Rz" przez złe przepisy autorstwa resortu środowiska na "ekranowaniu" Polski straciliśmy ok. mld zł.

Jak pisała gazeta, pięć lat temu Ministerstwo Środowiska wprowadziło w Polsce normy hałasu, które należą do najbardziej restrykcyjnych w Europie. Według GDDKiA, gdyby normy zmieniono przed drogowym boomem, nawet 40 proc. ekranów okazałoby się niepotrzebnych.