Program ma być skierowany nie tylko do firm transportowych, lecz także do kierowców aut osobowych. – Przy szybkiej decyzji banków jest możliwość wprowadzenia tego systemu jeszcze w sierpniu – dodaje Kwiatkowska. Na razie nie wiadomo, na jakie rabaty będą mogli liczyć kierowcy. Ich wysokość zostanie uzależniona ściśle od częstotliwości korzystania z drogi.

Reklama

Eksperci oceniają tę inicjatywę bardzo dobrze. – Rozpoczyna się walka o kierowców na zasadach rynkowych – uważa dr Izabella Mitraszewska z Instytutu Transportu Samochodowego. Jednak sami przewoźnicy są sceptyczni. – Rabaty to mydlenie oczu. Stawki na wszystkich drogach powinny być identyczne jak w systemie e-myta – uważa Artur Kamiński, właściciel Artex Transport.

Wprowadzony z początkiem lipca system elektronicznego poboru opłat postawił koncesjonariuszy autostrad w wyjątkowo niekorzystnej pozycji. Gdy zniknęły winiety, branża transportowa, która przez lata zarzucała koncesjonariuszom zawyżanie stawek za przejazd, omija teraz ich drogi szerokim łukiem, wybierając alternatywne, zazwyczaj bezpłatne odcinki. Według szacunków spółki Stalexport, która zarządza odcinkiem autostrady pomiędzy Krakowem a Katowicami, ruch tirów na niej zmalał po 1 lipca o 40 proc. Na A2 ubyło w tym czasie 50 proc. ciężarówek, podobnie na pomorskiej A1.

Ale same spółki bronią się także przed oskarżeniami o zawyżanie stawek. – Ceny na naszej autostradzie są niezmienne od 2005 r. i wynoszą 1,02 zł netto za kilometr – mówi Zofia Kwiatkowska. Przejechanie tego samego dystansu po drodze, na której obowiązuje e-myto, to maksymalnie 57 groszy. Ale i na to koncesjonariusze mają wytłumaczenie – ich zdaniem rząd ustalił stawki za przejazd dla samochodów ciężarowych na poziomie 38 proc. rzeczywistych kosztów funkcjonowania i utrzymywania płatnych odcinków dróg publicznych. Oznacza to, że budżet państwa dopłaca 62 proc. do każdego przejazdu tira. A prywatnych spółek na taki gest nie stać.

Z taką argumentacją nie zgadza się dr Mitraszewska. – Koncesjonariusze dostawali przecież rekompensaty z budżetu. Poza tym jak do średniej stawki pobieranej na drogach publicznych doliczymy 23-procentowy VAT, to i tak byłaby ona dużo niższa niż to, czego żądają prywatni zarządcy – mówi.

Jak informowaliśmy w piątek, spółka Stalexport, zarządca odcinka A4, rozważa złożenie skargi na rząd. Jej zdaniem e-myto może naruszać zasady konkurencji, gdyż do stawek koncesjonariuszy doliczany jest 23-procentowy VAT, z którego odcinki państwowe są zwolnione.