Była to ostatnia w tym sezonie eliminacja Mistrzostw Świata – Pucharu Świata FIM w rajdach długodystansowych. Można rzec, że był to jeden z najcięższych, jeśli nie najcięższy rajd w tym sezonie. Na starcie stanęło 76 motocyklistów i quadowców – na metę dojechało szczęśliwie 53, w tym jedynie 5 z 11 zawodników na quadach. Pot, krew i łzy. Swoiste igrzyska, w trakcie, których nie zabrakło skrajnych emocji. Był gniew, bezsilność, ale również radość, szczęście i niepohamowany entuzjazm. Takie są rajdy motorowe. Według motta, jakie Rafał Sonik przyjął przed startem: ostrożność, ostrożność i jeszcze raz ostrożność. Jesteśmy bezpiecznie na mecie.

Reklama

Quadowy Puchar Świata i tytuł Mistrza Świata w tej kategorii po raz pierwszy w historii powędruje w ręce naszego polskiego zawodnika Rafała Sonika. Jest to również, jak sprawdziliśmy pierwszy puchar w historii polskich sportów motorowych zdobyty na czterech kołach. Cały tegoroczny sezon był ciężki, ale również taki, który przyniósł Rafałowi i nam wszystkim satysfakcję. Abu Dhabi, Tunezja, Sardynia, Brazylia i Egipt. Nikt z nas nie spodziewał się takiej ciężkiej i prawie ekstremalnej końcówki. Ale jak sam Rafał powiedział: "nie może cały czas być łatwo". Trzymając kciuki wierzyliśmy, że dojedzie szczęśliwie do końca. I że wygra dla nas ten Puchar. Stało się… Uff jesteśmy już na mecie. Nasz bilans 15 pękniętych opon w 5 dni. Swoisty rekord.

Przez ostatnie sześć dni Rajd Faraonów dostarczył nam emocji i wrażeń na miarę Dakaru. Pierwszy dzień awaria, ale cóż mogło się zdarzyć. Ale po dwóch kolejnych już brakowało słów. Zła passa, klątwa Faraona. Takich problemów sprzętowych nikt z ekipy się nie spodziewał, a przede wszystkim sam Rafał. Zgodnie z przyjęta strategią: "W Egipcie będę jechał spokojnie, tak, aby - co najważniejsze bezpiecznie dojechać do mety. Najważniejsze będzie bezpieczeństwo, gdyż do startu w Dakarze pozostało kilkanaście tygodni. Rozważnie i wedle mojej mantry: Meta durniu."

Na mecie pierwszego etapu Rafał był, jako szósty quadowiec. Po drodze wymieniał całkowicie zepsute sprzęgło, co kosztowało go bardzo cenne kilkadziesiąt minut. Etap wygrał bardzo dynamicznie jadący Marcos Patronelli. Tuż za nim na drugim miejscu uplasował się bardzo zdolny zawodnik z Emiratów Arabskich – Alzarouni Atif Ahmad, przed Dimą Pavlovem z Rosji, Włochem Massimo D’Amour i jedyną kobietą Camelią Liparotti, która w tym rajdzie posiadała polski suport techniczny Teamu ATV Polska.

Etap drugi. Piasek, wiatr i..kolejne problemy sprzętowe. Tym razem prozaiczne, związane z oponami, a w zasadzie z dziurami w nich. W wyniku niepowodzeń Rafał Sonik dojechał na metę tego etapu na 4 miejscu, ale jak sam powiedział był to nie lada wyczyn. Mimo tego był zadowolony, bo kolejny test sprzętu na Dakar miał już za sobą. Na ogromny podziw zasługuje fakt, że mimo kapcia jechał 250 km i dojechał. Nie poddał się – to nie w jego stylu. - „ Najpierw złapałem gumę po raz pierwszy, potem próbowałem to naprawić, ale z boków wyszły sznurki i zmuszony byłem jechać 250 km na kapciu. Uffff. Dojechałem zaraz po Dimie. Bardzo ciężkie to było. Najpierw te dwie naprawy, potem dochodzenie do stawki. Jestem bardzo zadowolony przede wszystkim z siebie, że udało mi się sprostać tym problemom i szczęśliwie dojechać do mety. Jeszcze do tego wszystkiego okropny bardzo silny wiatr.” Zwycięzcą w kategorii quadów był podobnie jak w pierwszym etapie Marcos Patronelli. Tuż za nim na mecie znalazł się Dima Pavlov i Alzarouni Atif Ahmad i Rafał.

Etap trzeci - zdecydowana poprawa zarówno nastrojów, jak i stanu technicznego sprzętu. Rafał zaczął nadrabiać starty. Był to pierwszy od początku rajdu etap szczęśliwy dla polskiego quadowcy. Dojechał na metę na drugiej pozycji wśród quadów i na 21 w klasyfikacji łącznej z motocyklami. Na mecie uśmiechnięty Sonik powiedział: "Nareszcie normalny etap. Byłem bardzo zmartwiony wczoraj i przed wczoraj. Wydawało mi się, że pech mnie nie opuści podczas tego rajdu. Miejmy nadzieję, że wraz z tym zepsutym amortyzatorem skrętu pech odszedł ode mnie, a tym samym, że do końca będą już tylko pozytywne emocje."

Sporty motorowe, a szczególności te, na jakie składa się cykl Mistrzostw Świata – Pucharu Świata mają to do siebie, że raz jest się na quadzie, a raz obok quada naprawiając go. Fortuna jak koło quadowe się toczy i mieliśmy nadzieję, że potoczy się tak do końca.

Reklama



Klątwa Faraona – tak zaczęliśmy już głośno mówić po czwartym etapie. Śmiało można było już mówić już o pechu, jaki towarzyszył Rafałowi Sonikowi podczas rajdu Faraonów w Egipcie. Mimo kolejnych niepowodzeń technicznych, polski quadowiec zakończył etap na drugim miejscu za Patronellim i przed Dimą Pavlovem. Pustynia po raz kolejny zebrała żniwo i pokazała swoje własne zasady, którym musieli się poddać zawodnicy. Po raz kolejny kliku z nich nie dojechało do mety. Był to etap niestety po raz kolejny obfitujący w problemy sprzętowe w quadzie Rafała.

"Od tankowania zauważyłem bardzo dziwne zjawisko. Mianowicie quad się nie chciał rozpędzać do prędkości powyżej 115 na godzinę. Byłem tym faktem bardzo zaniepokojony, ale myślałem sobie, że jest może tak wielki opór toczenia. Na tankowaniu po 206 km stanąłem tuż przy dystrybutorze i ze zdumieniem stwierdziłem, że mam dwa kapcie z tyłu. Obydwa koła były bez powietrza. Niesamowite, nigdy nie spodziewałem się, że mogę mieć przebite dwa koła na raz. One musiały się przebić jednocześnie, gdyż jedno przebite natychmiast bym poczuł. Po tankowaniu i naprawie kół ruszyłem dalej. Po 20 -30 km na takiej gwałtownej górce, przy której dobiło mi zawieszenie z przodu i z tyłu poczułem z tyłu chrupnięcie amortyzatora. Quad opadł z tyłu i już wiedziałem, ze tylni amortyzator jest złamany z tyłu. Do końca etapu te dwieście kilometrów jechałem ze złamanym amortyzatorem."

Pech nie opuszczał Rafała, ale udało mu się nadrobić straty i w klasyfikacji ogólnej awansował na drugie miejsce w kategorii quadów. Prowadził nadal Marcos Patronelli, który od samego początku rajdu nadał bardzo szybkie tempo. Miał na swoim koncie już cztery zwycięstwa etapowe do tej pory, a finalnie piec. Szóste – ostatnie odebrał mu w iście mistrzowski sposób Sonik, Super Sonik.

Piąty etap. Ewidentnie nie miał szczęścia w tym ostatnim w cyklu Mistrzostw Świata-Pucharu Świata rajdzie nasz quadowiec. Puchar miał już zapewniony, ale finisz tego sezonu okazał się dla krakowianina bardzo trudny, wręcz dramatycznie obfitujący w problemy techniczne.. Ciężko nawet tutaj mówić o pechu… Fatum? Klątwa Faraona, jak żartobliwie już sam tę sytuację określa Rafał?

Bilans tego etapu: po raz drugi pęknięty amortyzator w tylnym kole, kolejne złapane kapcie. Do grona nieszczęść dołączył wypadek spowodowany... ponownie pękniętym amortyzatorem skrętu.



"Na trzydziestym kilometrze straciłem wczoraj właśnie zamontowany nowy tylny amortyzator. Zaczął on działać jak huśtawka, albo kanapa. Później złapałem kapcia z lewej strony. To już któryś raz chyba siódmy, czy ósmy lewy tył…. Naprawiłem go, później złapałem kapcia jeszcze raz. Na punkcie serwisowym wymieniliśmy koła. Zaraz po wyjechaniu z tego punktu serwisowego coś się stało z amortyzatorem skrętu. Na dojeździe do takiej kamienisto-piaszczystej skarpy, na hamowaniu i na takich właściwie w normalnych okolicznościach sympatycznych nierównościach wysadziło mi tył. Leciałem tak na lewym przednim kole i brak amortyzatora skrętu spowodował, że zabrało mi to tylne koło w prawo i przeleciałem przez przód i przez nawigację. Spadłem na plecy i na lewy bark. Właściwie byłem zaskoczony tym, co się stało. Miałem o tyle dużo szczęścia, że zaraz za mną jechał motocyklista, który pomógł mi podnieść quada. Potem było już tylko weselej, bo roadbooka był coraz mniej dokładny i zaczęły się takie prawdziwe rajdowe przygody z nawigowaniem. Kiedy dojechałem na metę okazało się, że bark jest niestety uszkodzony i quad też mocno. Nawigacja połamana, owiewka również. To dzisiejsze tempo jazdy było trochę desperackie, bo nie lubię odpuszczać gazu, energii i tempa. Denerwuje mnie to, że techniczne okoliczności sprawiają, że nie mogę jechać tak szybko jak chciałbym. Ale jutro ostatni etap. Muszę bezpiecznie dojechać do mety."

Mimo tych wręcz niemożliwych przeciwności losu Sonik z uszkodzonym barkiem dojechał do mety drugi, zachowując pozycję wice lidera tuż za Argentyńczykiem Marcosem Patronellim.

Ostatni szósty etap Rajdu Faraonów, podsumowujący całoroczny cykl Mistrzostw Świata - Pucharu Świata należał do Rafała Sonika. Dojechał na metę, jako pierwszy wyprzedzając swojego rywala Marcos Patronelli o całe 11 minut. W klasyfikacji generalnej znalazł się finalnie na drugim miejscu.

Krótki komentarz z mety: "Było bardzo ciężko. Dziękuję Wam wszystkim, że byliście razem ze mną. Ten puchar również należy do was. Gdyby nie kibice, przyjaciele, cały team i rodzina nie dokonałbym tego. Dziękuję."

Jedyna kobieta w Egipcie jadąca z supportem naszych polskich mechaników Camelia Liparoti uplasowała się na czwartej pozycji w klasie quadów i uzyskała tytuł Mistrza Świata i Puchar Świata FIM Kobiet na quadach po raz drugi. Gratulujemy bardzo serdecznie.

Na mecie powiedzieli:
Marcos Patronelli: "Jestem bardziej niż szczęśliwy, że wygrałem rajd w Egipcie. Nigdy nie myślałem, że będąc tutaj po raz pierwszy wygram wyścig. Zawodnicy, z którymi rywalizowałem tutaj to najlepsi zawodnicy na świecie, więc tym bardziej czuję się bardzo szczęśliwy z mojego wyniku. "

Rafał Sonik: "Przed przyjazdem myślałem, że Egipt to będzie psychicznie łatwy wyścig. A tutaj miałem jeden problem po drugim. Miałem 15 kapci, to więcej niż w całym sezonie z Dakarem włącznie! Był to trudniejszy rajd, niż sądziłem, że może być."

Camelia Liparoti: "Jestem bardzo szczęśliwa, bo jestem jedyną kobietą na liście jedenastu quadów i na mecie jestem czwarta. Wyścig był szybki, nie bardzo dostosowany do mojego małego quad. Jestem dumny z tytułu i Pucharu Świata, jaki zdobyłam. To naprawdę wielka rzecz."