Dwie trzecie po raz pierwszy rejestrowanych w kraju pojazdów to auta używane sprowadzane zza granicy. Kupujemy samochody z drugiej ręki, bo nie stać nas na te czekające w salonach. W dodatku niemal regułą jest, że już przy wyjeździe od dilera nowy nabytek traci na wartości o 10 – 20 proc. Przed tym można się uchronić, kupując na wyprzedaży rocznika. Samochód pochodzący z poprzedniego roku jest wprawdzie na wtórnym rynku tańszy o 5 – 10 proc. od tegorocznego, ale w czasie takich akcji promocyjnych koncernów motoryzacyjnych można wynegocjować cenę niższą nawet o 30 proc. od katalogowej. Trzeba się co prawda liczyć z mniejszym wyborem np. kolorystyki czy wyposażenia, ale dla wielu osób takie szczegóły nie są głównym kryterium przy zakupie auta.

13 pkt proc. różnicy

Trzy-, czteroletni model jest tańszy nawet o połowę od swojego odpowiednika z salonu. Jednak sprawa już komplikuje się przy dużym kredycie. Kupując na kredyt samochód pochodzący prosto z fabryki, otrzymamy zdecydowanie lepsze warunki, niż gdybyśmy chcieli kupić auto używane. Także sama procedura bankowa jest znacznie łatwiejsza. – Różnica w oprocentowaniu między kredytem na nowy i używany pojazd sięga nawet 13 punktów procentowych – mówi Kamil Makula, ekspert z portalu Superauto24.com. W przypadku zakupu auta z salonu aktualna rzeczywista roczna stopa procentowa może wynieść 5,99 proc., auta 5-letniego (bez wkładu własnego) 9,49 proc., a 10-letniego – 18,49 proc. Im starsze auto, tym nie tylko wyższe oprocentowanie, lecz także krótszy maksymalny okres kredytowania.
– Samochód używany, choć jest z finansowego punktu widzenia na pewno rozwiązaniem lepszym, niesie z sobą wiele tajemnic. Nie zawsze dobrych – mówi Łukasz Gębski, szef internetowego Autosalon24pl. Zadaje podstawowe pytanie: dlaczego ktoś decyduje się sprzedać samochód po 3 – 5 latach. – Gdyby auto było niezawodne, nowoczesne i wygodne, pewnie taka myśl nie pojawiłaby się w naszych głowach – szybko odpowiada. A zatem z reguły ktoś sprzedaje, bo coś już stuka lub zgrzyta albo obawia się, że zaraz zacznie. Dlatego, posiadając pieniądze lub chociażby zdolność kredytową, woli przerzucić ryzyko naprawy na kogoś innego.
Reklama

5 – 8 tys. zł na naprawy

Niemal każdy, kto zdecyduje się na zakup używanego samochodu, na starcie musi się liczyć z wydatkiem na wymianę podstawowych jego elementów, takich jak rozrząd i pompa wody, ale też często opon, felg czy też klocków i tarcz hamulcowych. Do tego dochodzą wydatki związane z wymianą oleju i filtrów. Lekką ręką w warsztacie zostawi więc minimum 2 tys. zł, a przy droższych modelach nawet 5 – 8 tys. zł. Czy to dużo? Niekoniecznie, bo po gruntownej naprawie samochód powinien przez dwa – trzy lata służyć bez konieczności ponoszenia większych wydatków.
W tym czasie nabywca nowego auta nie ponosi kosztów napraw, ale musi liczyć się z wydatkami na przeglądy gwarancyjne. Dla aut z klasy średniej jest to wydatek rzędu 1 – 2 tys. zł rocznie. O ile przegląd wykonuje w ASO kontrolowanym przez dilerów marki. Może oczywiście zmniejszyć te koszty nawet o 40 proc., gdy pojedzie do niezależnego warsztatu. Jednak to nie zawsze jest mile widziane przez importerów i często w razie poważniejszej awarii nie chcą oni honorować gwarancji producenta. Gwarancja to jeden z kluczowych argumentów, obok bezpieczeństwa i ekologii, podnoszonych przez zwolenników nowych aut.
655 tys. aut używanych sprowadziliśmy w zeszłym roku do kraju
277 tys. nowych samochodów osobowych kupiliśmy w salonach
50 proc. nawet tyle traci na wartości auto po trzech latach eksploatacji