Na programie drogowym mszczą się wielomiesięczne wstrzymanie ogłoszonych przetargów wartych ok. 30 mld zł i powolne procedury związane z uruchomieniem finansowania z nowej perspektywy UE.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad miała w tym roku przeznaczyć na inwestycje i utrzymanie dróg 17,7 mld zł. Jak sprawdziliśmy, na koniec października wydano zaledwie 10,7 mld zł. Dyrekcja zastrzega, że kwota ta urośnie, bo zazwyczaj pod koniec roku następuje spiętrzenie wydatków, ale nie zmienia to faktu, że „przerobienie” w ciągu dwóch miesięcy 5 mld zł jest niewykonalne. GDDKiA przyznaje, że nie będzie w stanie wydatkować miliarda z zaplanowanej kwoty. Nieoficjalnie wiemy, że nawet przy zastosowaniu zwiększonego zaliczkowania kwota ta będzie co najmniej dwa razy wyższa.
– Mniej pieniędzy to zła informacja dla wykonawców, którzy już poprzednią perspektywę UE zakończyli poobijani. To kolejny rok gorszej koniunktury w budownictwie drogowym – ocenia Barbara Dzieciuchowicz, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa. Jej zdaniem ten rok – biorąc pod uwagę potencjał inwestora i rynku – nie został właściwie wykorzystany.
Jak GDDKiA uzasadnia niewykonanie planów? Zdarzało się np., że przetargi związane z przebudową albo poprawą bezpieczeństwa trzeba było ogłaszać kilka razy. Z powodu braku oferentów. Pojawiały się opóźnienia w uzyskaniu zezwoleń na realizację inwestycji, co odsuwało prace w czasie, a bywało też, że wykonawcy składali oferty niższe od wydatków szacowanych przez inwestora. – Niepełne wykorzystanie środków założonych w planie na 2016 r. jest też skutkiem wydłużania się procedury przetargowej z uwagi na zmiany w prawie zamówień publicznych (p.z.p.) – tłumaczy Jan Krynicki, rzecznik GDDKiA.
Wykonawcy odpowiadają jednak, że nowelizacją p.z.p. można tłumaczyć brak nowych przetargów, ale nie starych. Ich rozżalenie wobec Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa wynika z tego, że miażdżąca większość zamówień ogłoszonych rok temu, jeszcze przed wyborami, do dzisiaj nie została rozstrzygnięta m.in. z powodu problemów z finansowaniem. Łącznie chodzi o ponad 700 km dróg wartych ok. 30 mld zł.
W ciągu ostatnich tygodni GDDKiA (za zgodą MIB) wznowiła kilkanaście postępowań, zapraszając do składania ofert do zadań za ponad 4 mld zł (m.in. A2 z Warszawy do Mińska Mazowieckiego). Ale umowy z tej puli mogą być zawierane nie wcześniej niż na początku przyszłego roku. Tymczasem pieniądze zaczynają płynąć na rynek dopiero po podpisaniu kontraktów.
– Zabrakło kilku dużych umów podpisanych do połowy tego roku. Gdyby drogowcy nie byli wstrzymywani przez resorty infrastruktury i finansów przez wiele miesięcy, branża byłaby teraz kilka miliardów do przodu – uważa nasz informator zbliżony do Dyrekcji.
Skutki nierównomiernego wydatkowania najbardziej odczują firmy wykonawcze. Najpierw zaboli je zmniejszona liczba zleceń. A im bardziej spółki są wygłodniałe, tym bardziej prawdopodobna jest wojna cenowa i zaniżanie ofert. Później nastąpi z kolei spiętrzenie zadań, które powoduje zwykle wzrost kosztów materiałów, np. kruszywa, stali, asfaltu i cementu.
Większość spośród realizowanych budów będzie kończonych w 2017 i 2018 r., ale jest ryzyko, że terminów nie uda się dotrzymać. Potem nastąpi zastój. Bo jeśli nowe umowy będą zawierane w przyszłym roku, to prace budowlane ruszą dopiero w 2018 r. Część zleceń realizowana jest w trybie „projektuj i buduj”, a faza projektowania nie przekłada się na obroty i płynność w branży wykonawczej.
– Przez niską aktywność ministra Andrzeja Adamczyka już na początku 2018 r. liczba kilometrów w budowie, a nie na etapie projektu, będzie naprawdę niewielka – ostrzega Robert Chwiałkowski ze stowarzyszenia SISKOM. Jak przypomina, obecnie rząd chwali się, że powstaje ponad 800 km dróg. – Tyle tylko, że są to inwestycje rozpoczęte za poprzedniego rządu. W większości w 2017 r. będą kończone. Niewykluczone, że w kolejnym roku PiS będzie mógł się pochwalić tylko ok. 100 km dróg w budowie, np. południową obwodnicą Warszawy, S6 na Pomorzu i odcinkiem S3 – twierdzi Chwiałkowski.
Mniejsze wydatki GDDKiA idą w parze z informacjami o zastoju w inwestycjach kolejowych i danymi GUS o słabnącej produkcji budowlano-montażowej. Przedsiębiorcy mówią wprost, że nie obędzie się bez zwolnień. Skanska rozstaje się z ponad 1,1 tys. pracowników.
Cała branża budowlana zatrudnia ponad 100 tys. osób. – Zwalnianie to w takiej sytuacji najgorsza rzecz, bo później w czasie kumulacji będzie trudno pozyskać kadrę w czasie spiętrzenia robót. Wtedy w warunkach zwiększonego zapotrzebowania zaczną rosnąć koszty pracy – ostrzega Barbara Dzieciuchowicz.
Firmy mają różne sposobny na przetrwanie kryzysu. W najlepszej sytuacji są te, które w ramach dywersyfikacji realizują zlecenia w innych branżach, np. deweloperce czy energetyce. – Mamy stabilny portfel, bo realizujemy kontrakty z lat 2014–2015. Ale niepokojące jest, że w 2016 r. nie składaliśmy dla GDDKiA żadnej dużej oferty cenowej, bo postępowania były zawieszone – przyznaje Wojciech Trojanowski, członek zarządu Strabagu.
– Gorąco apeluję, żeby odmrozić rozstrzyganie przetarggów, bo na tym zyskają wszyscy. Z punktu widzenia rynku ryzykowna jest realizacja zadań „na wariata”, czyli w jednym terminie, w warunkach rosnących kosztów – twierdzi Dariusz Blocher, prezes Budimeksu.
– Sytuacja robi się niebezpieczna. Mamy potężny spadek produkcji budowlano-montażowej. A potem, gdy nastąpi kumulacja inwestycji, spowoduje to tak dużą podaż na rynku, że firmy będą dyktować warunki. Okaże się, że cena budowy kilometra drogi będzie tak wysoka, że zamiast tysiąca kilometów wybudujemy 800 km – twierdzi Waldemar Sługocki, senator PO, były wiceminister infrastruktury.
Nieprzypadkowo właśnie teraz trwa swoiste tournée ministra Adamczyka (którego pozycja w rządzie nie jest zbyt silna) i jego zastępcy Jerzego Szmita, którzy ogłaszają w różnych punktach kraju plany drogowe. Czasami są to twarde dane inwestycyjne (np. ostatnio rozpoczęcie drugiego etapu na trasie S19 w rejonie Kraśnika, a czasami odległe w czasie zapowiedzi, jak plany przetargu na trasę S3 z Bolkowa w kierunku Czech). W planach na 2017 r. zapisane są wydatki GDDKiA na poziomie 23 mld zł.