Widząc fotoradar albo patrol policyjny kierowcy często zwalniają o wiele bardziej niż powinni - twierdzą policjanci. Jeszcze gorzej jest w miejscach, gdzie prowadzony jest tak zwany odcinkowy pomiar prędkości. A tymczasem za zbyt wolną jazdę można zapłacić nawet 5000 złotych grzywny - przypomina "Gazeta Wrocławska".

Reklama

Gdy na autostradzie lub na drodze, gdzie wolno jechać maksymalnie 90 km/h, kierowca nagle zwalnia, bo... zobaczył tabliczkę informującą o odcinkowym pomiarze prędkości to jest klasyczne tamowanie i utrudnianie ruchu - mówi insp. Marek Konkolewski z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.

I przypomina, że zgodnie z kodeksem wykroczeń, kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, podlega karze grzywny albo karze nagany.

Kierujący pojazdem ma poruszać się z prędkością, która zapewnia mu panowanie nad pojazdem, uwzględniając takie warunki, jak stan techniczny samochodu, ładunek, warunki atmosferyczne, pogodę, stan nawierzchni drogi, doświadczenie kierowcy - przypomina insp. Konkolewski i dodaje, że nagłe zwalnianie tylko dlatego, że zobaczyło się znak D51 (fotoradar, kontrola prędkości czy odcinkowy pomiar prędkości), świadczy o nieznajomości przepisów ruchu drogowego.

Jeżeli na drodze, gdzie można poruszać się z maksymalną prędkością 90 km/h i jest piękna pogoda, bardzo małe natężenie ruchu drogowego, jezdnia szorstka, w bardzo dobrym stanie technicznym, a w samochodzie nie ma ciężkiego ładunku i kierowca z dużym doświadczeniem ma do dyspozycji dobre auto, to nie ma powodu, by ten kierowca z prędkości 90-100 km/h gwałtownie zwalniał do 40 km/h. To klasyczny przykład tamowania, utrudniania ruchu. A za tamowanie i utrudnianie ruchu grozi nawet grzywna do 5 tys. zł - tłumaczy policjant.