Po 2 latach od podpisania umowy i dwa miesiące po terminie oddania do użytku autostrada zbudowana jest w 60 proc., a wykonawca drze koty z GDDKiA.
W połowie lipca konsorcjum zapowiadało dokończenie inwestycji, ale Dyrekcja poinformowała, że zażądało dopłaty 200 mln zł. Zerwała kontrakt, wystąpiła o zatrzymanie pieniędzy z gwarancji dobrego wykonania i rozpoczęła przygotowania do przetargu na firmę, która dokończy budowę. Wczoraj Martin Maher, dyrektor zarządzający SIAC Construction, zwołał konferencję prasową, na której oświadczył, że to jego firma pierwsza zerwała kontrakt i będzie się domagać zapłaty kar umownych. Udowadniał, że to nie wykonawca jest winny opóźnienia, ale urzędnicy.
– GDDKiA długo zwlekała z zapłatą należności za wykonaną pracę. Dlatego musieliśmy odstąpić od realizacji projektu z dniem 8 sierpnia – przekonywał Maher, podkreślając, że na postępy prac wpływ miało odrzucanie finansowych roszczeń wykonawcy za dodatkowe prace. Na koniec SIAC wystawił rachunek. Żąda 675 mln zł zaległych płatności, w tym 175 mln zł z tytułu kar umownych. Jeśli otrzyma pieniądze, może wrócić na budowę i w ciągu 10 miesięcy dokończyć projekt.
Dla GDDKiA temat powrotu Irlandczyków nie istnieje. Nieoficjalnie usłyszeliśmy, że agencja tygodniami szła konsorcjum na rękę. Czekała na porozumienie z bankami, bo w jego szeregach było zagrożone bankructwem PBG z dwiema kontrolowanymi przez siebie spółkami: Hydrobudową i Aprivią. Problem w tym, że prace stały od wielu tygodni, a wykonawca nie odpowiadał na wezwania do naprawy sytuacji. Do GDDKiA wpływają wnioski od podwykonawców wyrzuconego konsorcjum, którzy nie otrzymali zapłaty. Kwota tych płatności wynosi już ponad 60 mln zł.
Reklama
Kiedy autostradą pojadą kierowcy? Na dokończenie budowy potrzeba minimum 10 miesięcy. Jeśli doliczyć do tego czas potrzebny na wyłonienie firmy, która zrealizuje inwestycję, pierwsze pojazdy wjadą na A4 późną jesienią 2013 r.