Ceny nowych aut elektrycznych nadal są zaporowe dla przeciętnego klienta, ale wielu rodaków chce zapoznać się z tą nowością. Zbigniew Kopeć z Gdańska w ciągu półtora roku przerobił auta ponad setce rodaków - informuje "Metro".
"Mam tyle telefonów od zainteresowanych, że zlecenia przyjmuję już tylko mailowo, bo bym słuchawki nie odkładał" - opowiada.
Koszty takiej usługi zależą od wagi auta i jak długi ma mieć zasięg na jednym ładowaniu. "Za 15 tys. zł przerobię auto wielkości tico, które będzie miało takie osiągi (przyspieszenie, prędkość maksymalna) jak przedtem i na jednym ładowaniu przejedzie 50 km. Ale za 100 tys. przerobiłem toyotę corollę, która przejedzie 700 km bez ładowania" - mówi właściciel warsztatu.
Mimo potencjalnych oszczędności, na masową przeróbkę aut służbowych nie zdecydowała się jeszcze ani jedna polska firma. Główną przeszkodą jest brak infrastruktury do ładowania akumulatorów.
"Na Zachodzie punkty doładowań są niemal na każdym rogu, a u nas jest to w powijakach" - podkreśla Rafał Ramotowski z wrocławskiej firmy 3XE. Na razie miłośnicy elektrycznych aut ogłaszają się w sieci, że za 2-3 zł udostępnią swoje domowe gniazdko każdemu, kto będzie tego potrzebował.