Rzecznik KGP powiedział we wtorek w TVN24, że policjanci byli na miejscu wypadku po 5 minutach i zabezpieczyli teren. "Najważniejsza był akcja ratunkowa (...) następnie przystąpiliśmy do czynności procesowych, gdzie m.in. dokonaliśmy oględzin miejsca zdarzenia, wykonaliśmy dokumentację fotograficzną, ustaliliśmy pierwszych świadków, którzy byli, przesłuchaliśmy ich" - relacjonował.

Reklama

"Swoją robotę zrobiliśmy bardzo dobrze, profesjonalnie" - zapewnił Ciarka.

Rzecznik KGP poinformował, że na miejsce zdarzenia zostało wezwanych dwóch biegłych z zakresu ruchu drogowego i rekonstrukcji wypadków drogowych. "Te dane, które uzyskała policja, prokurator, to nie są dane wymyślone, to są dane, które podali biegli sądowi, którzy byli wezwani na miejsce. To nie jest norma, że na miejsce każdego wypadku drogowego wzywani są natychmiast biegli, najczęściej powołuje się ich po pewnych czasie i oni wydają ekspertyzę, czy opinię na podstawie dokumentacji" - zaznaczył.

"Biegli, którzy byli na miejscu, określili prędkość (pojazdu, w którym jechała premier Szydło - PAP) od 50 do 60 kilometrów na godzinę" - powiedział Ciarka. Jak dodał, jest duża szansa, że biegli - na podstawie zeznań świadków, dokładnej dokumentacji fotograficznej - będą w stanie określić odległości, w jakiej jechały poszczególne pojazdy w kolumnie szefowej rządu.

Rzecznik KGP powiedział, że zdjęcia z monitoringu potwierdzają wersję przedstawioną przez policję. "Są zarzuty, że kolumna miała poruszać się z bardzo dużą prędkością, na tym filmie (sprzed miejsca wypadku, udostępnionym przez TVN24 - PAP) widać, że samochody poruszają się z normalną prędkością, już jest obalony argument niektórych pseudoekspertów, którzy mówili, że kolumna mknęła bardzo szybko, te samochody poruszają się, jak na kolumnę pojazdów uprzywilejowanych, naprawdę z prędkością miejską, nieprzekraczającą chociażby prędkości dopuszczalnej" - zaznaczył.

Reklama

Jak dodał, na filmie widać, że kolumna jest właściwie oznakowana. "Pojazdem uprzywilejowanym jest pojazd, który wysyła sygnały dźwiękowe o zmiennym tonie, a także niebieskie sygnały świetlne, w przypadku kolumny, to są pojazdy uprzywilejowane na początku kolumny i na końcu, które wydają jeszcze dodatkowo sygnał świetlny czerwony" - przypomniał. Jak dodał, pojazd, w którym jechała premier, nie musiał mieć włączonych żadnych sygnałów. "Na tym filmiku, jak się przyjrzymy, tam jednak samochód pani premier ma włączone sygnały" - zauważył Ciarka.

Rzecznik KGP powiedział też, że żadne przepisy nie określają odległości między pojazdami w kolumnie. "Eksperci wprowadzają w błąd, kiedy mówią, że samochody muszą jechać +na zderzaku+. Taktykę dostosowuje się do sytuacji, są sytuacje, gdzie ze względu na bezpieczeństwo osób chronionych te samochody powinny jechać blisko siebie, są sytuacje, gdzie wręcz te odległości powinny być większe" - wyjaśnił.

Ciarka powiedział również, że materiał dowodowy policji - która zabezpieczała miejsce zdarzenia i przesłuchiwała świadków - wskazuje, że w kolumnie były włączone sygnały dźwiękowe i świetlne. "Potwierdziło to 11 funkcjonariuszy BOR przesłuchanych pod rygorem odpowiedzialności karnej, a więc praktycznie wszyscy, którzy podróżowali tymi samochodami, (a także) trzech niezależnych świadków" - zaznaczył.

Rzecznik KGP powiedział też, że nic nie wie o tym, jakoby samochody BOR były wyposażone w kamerki.

W piątek ok. godz. 18.30 w Oświęcimiu doszło do wypadku, w którym poszkodowana została premier Beata Szydło. Rządowa kolumna trzech samochodów – pojazd premier jechał w środku - wyprzedzała fiata seicento. 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie miał zacząć skręcać w lewo i zderzyć się z autem, w którym była szefowa rządu. Oprócz niej poszkodowani zostali dwaj funkcjonariusze BOR z tego samochodu, w tym kierowca.