Nawigacja pokazuje, że do pracy w stolicy dojedziesz w 20 minut? Musisz pomnożyć ten czas razy dwa. Żadne z 31 europejskich miast przebadanych przez firmę TomTom, specjalizującą się w systemach nawigacyjnych, nie prezentuje się pod tym względem gorzej.
Paryżanie, londyńczycy, rzymianie, berlińczycy – wszyscy mogą zazdrościć nam cierpliwości. Średni czas podróży w godzinach porannego szczytu jest w stolicy Polski o 89 proc. dłuższy niż w warunkach, gdy ruch jest całkiem płynny (np. w nocy). Innymi słowy, zamiast pół godziny, do pracy dojeżdżamy prawie 57 minut. Na szczęście powrót do domu trwa nieco krócej. "Tylko" 56 minut (+ 86 proc.). Trudno podawać te dane w wątpliwość – TomTom opracował wyliczenia na podstawie pięciu bilionów pomiarów pochodzących z urządzeń GPS.
Na ich podstawie ustalono, że nawet poza godzinami szczytu i w weekendy po Warszawie jeździ się w żółwim tempie. Do normalnego czasu przejazdu doliczyć trzeba średnio 42 proc. Tymczasem średnia z 31 europejskich miast, w których mieszka przynajmniej 800 tys. osób, to 24 proc. W tyle zostawiliśmy nawet takie metropolie jak Rzym, Paryż czy Londyn, gdzie średni czas podróży jest tylko o około 30 proc. (w godzinach szczytu o 50 – 70 proc.) dłuższy w porównaniu z sytuacją idealnej płynności ruchu.
Skąd tak znaczące różnice? Składa się na to kilka czynników. Układ urbanistyczny Warszawy opracowywano w latach 60. i od tamtej pory niewiele się zmienił. No i na tle zachodnich państw nadal mamy fatalną komunikację publiczną. Po trzecie, nasza stolica praktycznie nie ma infrastruktury rowerowej. I wreszcie po czwarte, nikt do tej pory nie odważył się wprowadzić ograniczenia wjazdu do centrum, podczas gdy wiele europejskich stolic już je ma – wylicza Eryk Kłossowski, ekspert ds. infrastruktury drogowej z Instytutu Jagiellońskiego.
Reklama
Bolączką jest też chaotyczne planowanie zmian w urbanistyce czy inwestycji. Idealnym przykładem jest parking Park & Ride wybudowany przy pętli tramwajowej na warszawskim Okęciu. Od jego uruchomienia minęło już kilka miesięcy, a mimo to stoi pusty. Powód jest banalny – na jego wysokości drogowe korki w kierunku centrum praktycznie się... kończą. Kierowcy stoją w nich znacznie wcześniej – w Jankach i Raszynie. Trzeba było wybudować parking kilka kilometrów wcześniej, właśnie gdzieś w Jankach – komentuje Kłossowski. Sposób na korki wydaje się zatem prosty – myśleć. Ale nie o tym, jak je ominąć, tylko jak sprawnie je rozładować.
Reklama