Firmę, która dokończy po Chińczykach autostradę A2, trzeba będzie wybrać w przetargu. To oznacza, że nie ma szans, aby ta droga była gotowa na mistrzostwa Europy - wynika z informacji "DGP".
W Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad trwają gorączkowe narady, w jaki sposób rozwiązać problem kluczowej dla turnieju autostrady. – Pytani przez nas eksperci twierdzą, że bardzo ryzykowne jest wyłonienie wykonawcy w trybie z wolnej ręki. A organizacja przetargu to kilkumiesięczne opóźnienie – mówi proszący o anonimowość rozmówca z GDDKiA.
W wariancie bez przetargu dokończeniem budowy zajęłyby się firmy, które budują sąsiadujące odcinki. Jeśli ostatecznie taka decyzja zapadnie, będzie oznaczała automatyczny wzrost kosztów nawet o miliard złotych, niż początkowo deklarowano.
To nie koniec zmartwień dyrekcji. Wczoraj "Rzeczpospolita" poinformowała o konflikcie między GDDKiA a irlandzką firmą na autostradzie A1. Irlandczycy chcieliby zmienić technologię utwardzania nasypów na znacznie tańszą od początkowo przez siebie proponowanej. – Prace budowlane na odcinku A1 Czerniewice – Brzezie są realizowane zgodnie z planem i nic nie wskazuje na to, aby zagrożony był termin ukończenia inwestycji – przekonuje Tomasz Okoński, rzecznik oddziału GDDKiA w Bydgoszczy.
Nieoficjalnie drogowcy nie są jednak takimi optymistami i w rozmowach powtarzają, że spodziewają się dymisji całego kierownictwa. Według nich to tylko kwestia czasu, gdy takie decyzje zapadną w Ministerstwie Infrastruktury. - Po problemach z A1 i A2 czeka jeszcze jedna bomba, czyli autostrada A4 z Zachodu na Wschód. Uważam, że nie ma żadnych szans, aby była gotowa przed mistrzostwami Europy. Terminy są po prostu nierealne - mówi "DGP" jeden z pracowników dyrekcji.