Taksówkarze ostrzegają i twierdzą, że Uber zataja przed potencjalnymi klientami "istotny fakt": - Jeśli jadąc Uberem natraficie na patrol ITD lub policji, macie kłopoty. Kontrolerzy zadadzą pytanie: czy jesteś znajomym kierowcy i to podróż prywatna, czy realizujcie płatne zlecenie zamówione w aplikacji - zapowiadają autorzy informacji i wskazują, że są dwa wyjścia z sytuacji.

Reklama

Pasażer, który przyzna się do korzystania z Ubera, zostaje świadkiem przeciwko kierowcy, który go przewoził. A temu ostatniemu grozi 10 tys. zł kary.

Skłamanie na korzyść kierowcy niesie ze sobą znacznie gorsze skutki - przynajmniej zdaniem taksówkarzy.

- Jeśli skłamiecie dla jego dobra, a policja znajdzie w jego samochodzie narkotyki, odpowiadacie razem z nim! - brzmi ostrzeżenie.

Autorzy ulotki podkreślają, że "kierowcy Ubera to ludzie znikąd" i pozbawieni kontroli.

- Kto "normalny" chce pracować z "duszą na ramieniu"? Z codzienną obawą o to, czy zatrzymają go do kontroli służby miejskie czy możne taksówkarze obleją go śmierdzącą substancją lub inaczej skompromitują? Kto woli tak się narażać, zamiast zdać prosty test i pracować normalnie, wykonując tę samą usługę??? Czy rozsądnie jest złączyć swój los z taką niewiadomą, podając się za kolegę lub koleżankę owego kierowcy? - czytamy w dokumencie.

Reklama
dziennik.pl