Propozycjami zaprezentowanymi przez Komisję Europejską zaniepokojeni są przedsiębiorcy z sektora transportowego nie tylko z Polski, ale też innych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Bruksela proponuje m.in., by kierowcy wykonujący przewozy międzynarodowe po trzech dniach pobytu w kraju docelowym w skali miesiąca byli obejmowani jego przepisami o płacy minimalnej. W Niemczech to 8,5 euro za godzinę, a we Francji blisko 10 euro.

Reklama

- 29 proc. prognozowanego wzrostu kosztów opiera się na przesłance, że firmy będą chciały utrzymać swoje przychody. Jeśli przyjmiemy unijne liczby dotyczące udziału kosztów płac i kosztów paliwa w ogólnych wydatkach naszych firm transportowych, to należy oczekiwać wzrostu kosztów o 29 proc. dla polskich przedsiębiorstw - powiedział prof. Przemysław Borkowski z Uniwersytetu Gdańskiego.

Zastrzegł, że mówi o małych firmach, bo w przypadku dużych wzrost będzie mniejszy, ponieważ będą one w stanie rotować kierowców, wysyłając ich do różnych krajów, by nie podlegali pod przepisy o płacy minimalnej.

Ekspert uważa, że regulacje, jakie zaproponowała Komisja Europejska, sprzyjają dużym przewoźnikom. - Nie określiłbym tego jako próbę wyeliminowania polskiego transportu, tutaj chodzi prawdopodobnie o interesy dużych firm przewozowych, zwłaszcza z Europy Zachodniej, które są zagrożone działaniami ze strony polskich przewoźników. Chodzi też o przewoźników rumuńskich, łotewskich, litewskich, którzy opanowali rynek unijny - podkreślił.

Borkowski odrzuca argumentację o potrzebie walki z „dumpingiem socjalnym”, jaka pojawia się zarówno ze strony KE, jak i państw zachodnich optujących za takimi rozwiązaniami. Zwrócił uwagę, że niższe koszty wynagrodzeń, z jakich korzystają firmy z naszej części Europy, uznawane są za właśnie za „dumping socjalny”, ale w analogicznej sytuacji, jeśli przedsiębiorstwa z zachodu Europy mają przewagi wynikającego z łatwego dostępu do kapitału po niskim koszcie, to nikt nie mówi „dumpingu finansowym”.

- A przecież zasada, mechanizm przewagi konkurencyjnej jest taki sam. Ja jestem generalnie za tym, żebyśmy nie mówili o dumpingu społecznym czy finansowym, tylko o zasadach konkurencji. Wszyscy mają równe szanse – jedni mają przewagi konkurencyjne w jednej dziedzinie, inni w drugiej - zaznaczył profesor.

Reklama

Jego zdaniem regulacje powinny dążyć do wyeliminowania z rynku nieuczciwych przedsiębiorców, np. firm, które nie płacą pracownikom czy unikają opodatkowania, i zapewniać równe warunki konkurencji dla wszystkich.

W środę wieczorem w Brukseli po przedstawieniu przez KE pakietu propozycji odbyło się spotkanie zorganizowane przez europosłów PiS Ryszarda Czarneckiego i Kosmę Złotowskiego, w którym brała udział unijna komisarz ds. transportu Violeta Bulc oraz minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Czarnecki podkreślał, że wspólny rynek jest jednym z najważniejszych osiągnięć europejskiego integracji i każdy przypadek protekcjonizmu stanowi zagrożenie nie tylko dla poszczególnych sektorów gospodarki, ale dla przyszłości całej Unii Europejskiej.

- Transport drogowy jest bardzo specyficznym i wrażliwym elementem europejskiej gospodarki. Każdy problem lub zakłócenie na rynku przynosi negatywne konsekwencje dla innych sektorów: opóźnienia w dostawach, wzrost cen towarów i ograniczenie mobilności obywateli UE - mówił europoseł.

Negatywne nastawienie do tych propozycji deklarowali również w trakcie debaty w Parlamencie Europejskim przedstawiciele innych krajów z naszej części Europy. Jednak dwie główne frakcje Europejska Partia Ludowa oraz Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów w przyjęły rozwiązania z zadowoleniem.

Do przyjęcia przepisów jeszcze daleka droga. Najpierw swoje stanowiska muszą w tej sprawie wypracować państwa członkowskie oraz Parlament Europejski. Dopiero potem zaczną się negocjacje ostatecznego kształtu przepisów.