Strażnicy miejscy z Białegostoku wystawiali mandaty na osoby, które nie popełniły wykroczeń, po to by faktyczni sprawcy mogli uniknąć punktów karnych. Zazwyczaj taki mandat płacił ktoś z rodziny sprawcy wykroczenia.

Reklama

Jak mówiła prokurator Marta Olszewska takim działaniem strażnicy podważyli zaufanie do funkcjonariuszy publicznych. Oskarżeni nie przyznają się do winy i chcą uniewinnienia.

Ich obrońcy podkreślają, że nikt ich nie przeszkolił, jak obsługiwać fotoradar i wypisywać mandaty. Dlatego - jak mówił mecenas Jan Oksentowicz - stawianie strażników przed sądem to przesada. Jak dodał, między odpowiedzialnością służbową a karną jest bardzo cienka granica i sąd musi to rozstrzygnąć.

Wyrok może zapaść dziś lub w ciągu najbliższego tygodnia.