Żeby ratować sytuację, mundurowi ze Śląska dostaną około dwóch tysięcy bloczków mandatowych pożyczonych z Gorzowa - donosi RMF FM.
To nie jest pierwsze tego typu wsparcie - w ostatnich miesiącach 500 bloczków mandatowych pożyczono z Poznania, 700 z Lublina i 2 tysiące z Olsztyna. Wiadomo, że każdą pożyczkę trzeba oddać.
Powodem problemów śląskiej policji jest… MSW. Ministerstwo nie przekazuje mundurowym tylu bloczków, na ile zgłaszane jest zapotrzebowanie. Zamówienia trafiają najpierw do urzędu wojewódzkiego, który kieruje je do MSW.
To właśnie MSW decyduje gdzie i ile mandatowych druków ma trafić.
Jeśli policjantom zabraknie druczków, nie będą mogli karać kierowców.
W ubiegłym roku śląski urząd wojewódzki zamówił w ministerstwie ponad 40 tysięcy mandatowych bloczków. Przyszło 31 tysięcy. W tym roku zamówiono 47 tysięcy. Ministerstwo obiecało 34 tysiące - powiedziała RMF FM Marta Malik, rzecznik śląskiego urzędu wojewódzkiego.
Obiecane bloczki miały trafić do policji w kwietniu. Do tej pory funkcjonariusze ich nie dostali.
Andrzej Gąska, rzecznik śląskiej policji wylicza, że bloczek mandatowy zawiera 20 druków, a śląscy policjanci wypisują średnio około 3 tysięcy mandatów miesięcznie.
- Dostajemy alarmujące sygnały z terenu, że drogówce i prewencji mandatów wystarczy na tydzień, góra dwa - mówi "Gazecie Wyborczej" Rafał Jankowski, wiceprzewodniczący zarządu wojewódzkiego NSZZ w Katowicach. W jego opinii ta sytuacja pokazuje słabość państwa.
- Bo każda złotówka z mandatów trafia do budżetu państwa, a nie kasy policji. Mandat jest drukiem ścisłego zarachowania, nie można wypisać go na byle świstku papieru - podkreśla Jankowski.