Jak podał Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego, tylko w sierpniu zarejestrowano 20,7 tys. aut osobowych i dostawczych, o 8,8 proc. mniej niż rok temu i o 12,6 proc. mniej niż w lipcu tego roku.
– Przed nami dwa kluczowe tygodnie. W tym czasie przekonamy się, w którą stronę będzie zmierzał polski rynek motoryzacyjny w ostatnim kwartale roku – mówi Adam Pietkiewicz, szef Polskiej Grupy Dealerów, największego sprzedawcy nowych samochodów w kraju. 15 września to symboliczna data w branży. Sprzedawcy przyjmują, że do tego czasu wracający z wakacji menedżerowie porządkują sprawy w firmach i decydują, czy mogą pozwolić sobie na nowe auta. Jeżeli teraz sypnie nowymi zamówieniami, końcówka roku może być dobra. W przeciwnym razie będzie równie źle jak w wakacje, a może gorzej.
W tym kontekście kluczowe jest też zachowanie importerów. – Liczymy na zwiększenie promocji, które w okresie wakacyjnym nie były zbyt obfite – twierdzi Pietkiewicz. I tak będzie. Z sondy przeprowadzonej przez DGP wynika, że przynajmniej połowa z przedstawicielstw koncernów motoryzacyjnych myśli o nowych kampaniach promocyjnych już we wrześniu.
Przedstawiciele firm, poza Toyotą, nie zdradzają jednak szczegółów. – Ostrze naszej kampanii promocyjnej skierujemy na firmy, ze szczególnym uwzględnieniem małych i średnich – deklaruje Robert Mularczyk z Toyota Motor Poland. Z jego wypowiedzi wynika jednak, że klienci raczej nie powinni liczyć na upusty cenowe, lecz dogodniejszą formę finansowania lub niższe koszty serwisu. Japoński koncern chce pokazać, że nawet droższe początkowo auto, po uwzględnieniu wszystkich kosztów, w ciągu 3 – 5 lat może okazać się tańszą opcją w eksploatacji.
Reklama
Przedstawiciele Toyoty, ale też innych firm motoryzacyjnych, obiecują więcej informacji w drugiej połowie września. – Prawdopodobnie już we wrześniu możemy mieć wysyp kampanii wyprzedażowych obecnego rocznika – prognozuje Andrzej Halarewicz, szef polskiego oddziału JATO Dynamics, firmy monitorującej światowy rynek motoryzacyjny. A to okazja na kupno samochodu z sięgającym często nawet 20 proc. rabatem.
Ale tegoroczna oferta może być ograniczona. Z reguły importerzy nie sprowadzają już do kraju, tak jak dawniej, samochodów w ciemno. Najpierw klient musi je zamówić, a potem poczekać, aż fabryka je wyprodukuje. Aut, które czekają na klienta, jest naprawdę niewiele. Poza tym przy wysokim kursie euro importerzy nie mają zbyt wiele środków na promocje, ponieważ na sprzedaży aut zarabiają mniej niż do tej pory.