Podczas gdy rynek samochodów osobowych wyraźnie zwalnia, a ich dealerzy mówią wręcz o kryzysie w branży, to dla odmiany sprzedawcy aut ciężarowych nie nadążają z realizacją zamówień. Do końca listopada zarejestrowano u nas 10,7 tys. fabrycznie nowych ciągników siodłowych, zwanych popularnie tirami. To dwukrotnie więcej niż rok temu. – Branża transportowa już dawno tak intensywnie nie inwestowała we flotę – komentuje Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. Dodaje, że nie dzieje się to bez powodu. A raczej powodów, bo tych jest przynajmniej kilka.
Pierwszy i jednocześnie najważniejszy to niezła sytuacja gospodarcza Polski. Produkcja przemysłowa wykazuje w tym roku zaskakująco dobrą dynamikę – tylko w listopadzie wzrosła o 8,7 proc. w stosunku do listopada 2010. Do tego coraz więcej wytworzonych u nas produktów trafia za granicę – eksport w pierwszych 10 miesiącach wzrósł o niemal 13 proc. Tak więc jest co, i jest gdzie wozić. Popyt na usługi spedycyjne rośnie, a firmy kupują nowe pojazdy, aby go zaspokoić.
Ale do inwestycji we floty skłoniło je również wprowadzenie systemu e-myta (viaToll), który na początku lipca zastąpił archaiczne papierowe winiety. Od połowy roku wysokość opłaty za przejazd kilometra drogi publicznej uzależniona jest od normy emisji spalin, jaką spełnia pojazd. W przypadku leciwych ciągników siodłowych spełniających normę Euro 1 bądź 2 stawka wynosi od 42 do 53 groszy (zależnie od odcinka). Tymczasem dla pojazdów z normą Euro 5 jest ona o połowę niższa. Rachunek jest zatem prosty – jeżeli firma posiada 10 TIR-ów i każdy z nich w ciągu roku przejeżdża po płatnych odcinkach 50 tys. kilometrów, to dzięki inwestycji w pojazdy z normą Euro 5, zaoszczędzić może w skali roku ok. 120 tys. zł.
Fakt, że transportowcy potrafią liczyć, potwierdzają statystyki z systemu viaToll – jeszcze pod koniec lipca 33,6 proc. zarejestrowanych w nim pojazdów spełniało normy Euro 4, 5 bądź 6. W połowie listopada odsetek ten urósł już do 37,2 proc., a do końca roku ma szansę przekroczyć 40 proc. Ekologiczność pojazdu odgrywa jeszcze większą rolę, jeżeli firma realizuje kontrakty za granicą. W krajach zachodnich opłaty dla najmniej ekologicznych pojazdów są nawet kilkukrotnie wyższe niż dla tych z normami Euro 5 i 6.
Reklama
Dobry sprzęt to także oszczędność paliwa. Nowoczesny, 20-tonowy TIR podczas jazdy autostradą ze stałą prędkością spala około 25 litrów oleju napędowego, podczas gdy modele sprzed dekady pożerają o 7-8 litrów więcej. Zatem w ciągu roku, podczas których auto przejeżdża ok. 100 tys. km, tylko pod dystrybutorem firma oszczędzić może ponad 40 tys. zł. I to na jednym samochodzie. Jeżeli dysponuje flotą kilkudziesięciu pojazdów to roczne oszczędności na paliwie i opłatach drogowych liczone są już w milionach złotych.
Niestety, istnieje zagrożenie, że niebawem firmy transportowe będą musiały wyłączyć silniki w części swoich ciężarówek. – Sytuacja ekonomiczna w Europie jest niestabilna, a transport jest bardzo wrażliwy na wszelkie wahania koniunktury – zwraca uwagę Faryś. Zatem przyszły rok może być dla branży krytyczny. W najlepszej kondycji przetrwają go jednak właśnie te firmy, które nie przejadły zarobionych w hossie pieniędzy, lecz zainwestowały je w nowocześniejszą flotę.