Chodzi o ustawę, zgodnie z którą zagraniczni przewoźnicy, przejeżdżający przez Niemcy, powinni otrzymywać co najmniej 8,5 euro za godzinę pracy. Do momentu wyjaśnienia sprawy część kontrowersyjnych przepisów została zawieszona.

Reklama

Protestujący od 10.00 blokowali ciężarówkami drogi w całej Polsce, a także dojazdy do przejść granicznych na wschodzie i zachodzie kraju. Zablokowali m.in. dojazd do polsko-białoruskiego przejścia granicznego w Koroszczynie. Na węźle na autostradzie A2 koło Grodziska Mazowieckiego interweniowała policja, aby umożliwić wjazd do miasta. Kierowcy TIR-ów mają do 18:00 blokować autostradę A4 w Zgorzelcu, jeżdżąc po niej zwartymi kolumnami kilkudziesięciu samochodów z prędkością 45 kilometrów na godzinę. Wielu kierowców jest zdenerwowanych blokadami, inni mówią jednak, że rozumieją protestujących przewoźników.

Lider protestu, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Jan Buczek, zarzuca rządowi bierność w działaniach na rzecz branży transportowej. Chodzi przede wszystkim o sprawę minimalnych stawek dla kierowców jadących przez Niemcy. Przewoźnicy twierdzą, że brak działania rządu w tej sprawie obniży konkurencyjność ich firm. Jan Buczek powiedział w radiowej Jedynce, że pomogłoby podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Argumentował, że w Niemczech jest ona wielokrotnie wyższa i wynosi ponad 30 tysięcy złotych, a w Polsce to 3091 złotych. Lider protestu transportowców uważa, że wskaźnik ten powinien zostać wyrównany.

- Wówczas moglibyśmy płacić naszym pracownikom o wiele wyższe niż obecnie wynagrodzenia w postaci płacy zasadniczej - powiedział Jan Buczek. Właściciele firm transportowych obawiają się, że po wprowadzeniu nowych przepisów w zachodniej Europie wiele z nich zbankrutuje, a zatrudnieni stracą pracę.

W protestach wziął udział współwłaściciel jednej z firm transportowych, dawny działacz opozycji antykomunistycznej, Władysław Frasyniuk. Powiedział on w Jedynce, że niemiecka ustawa jest bardzo sprytna. Jej wprowadzenie spowoduje bowiem usunięcie z rynku niemieckiego profesjonalnych usługodawców z innych krajów. Dodał, że podobne przepisy ma wprowadzić Francja, Austria i Hiszpania. - Oznacza to, że w każdym kraju będą nas obowiązywały inne stawki i inna dokumentacja, pozwalająca rozliczyć się z tamtejszymi instytucjami kontrolnymi - stwierdził Frasyniuk. Dodał, że protest skierowany jest również przeciwko polskiemu rządowi.

- Jeżeli władze w Warszawie nie wynegocjują od Brukseli wyłączenia polskich transportowców z niemieckich przepisów, już niedługo polskie firmy transportowe będą musiały poddać się niemieckiemu prawu - powiedział Frasyniuk dodając, że strona polska w ogóle nie działa w tej sprawie. Niedługo rozpoczną się kontrole na rynku niemieckim. Nad każdym z nas wiszą gigantyczne kary, które zapowiedział niemiecki ustawodawca - zauważył.

Z zarzutami przewoźników nie zgadza się ministerstwo infrastruktury. Jego rzecznik Piotr Popa powiedział, że między innymi dzięki naciskom polskiego rządu Niemcy wstrzymały wprowadzenie przepisów wykonawczych, dotyczących minimalnych stawek. Komisja Europejska wszczęła zaś procedurę sprawdzającą, czy niemieckie regulacje nie naruszają przepisów Unii Europejskiej. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Niemcy bronią przed Komisją swych nowych przepisów. Rzecznik ministerstwa dodał, że na razie nie ma mowy o planie ratunkowym dla polskich przewoźników. Trzeba bowiem poczekać do zakończenia postępowania w Komisji Europejskiej.

Reklama

Rzecznik Komisji ds. zatrudnienia Christian Wigand powiedział, że nie jest pewne, kiedy dokładnie Bruksela wyda opinię w sprawie stawek. Obecnie jesteśmy na etapie sprawdzania czy przepisy, które zostały zawieszone, są zgodne z unijnym prawem. Komisja Europejska otrzymała jakiś czas temu wyjaśnienia ze strony Niemiec w tej sprawie i nasi prawnicy cały czas się im przyglądają - oświadczył Wigand.

Polscy przewoźnicy zapowiadają już kolejny protest. W Brukseli.