O szkodliwości najczęściej stosowanej na polskich drogach soli kamiennej, czyli chlorku wapnia, eksperci rozmawiali w Warszawie podczas seminarium zorganizowanego przez Zarząd Główny Federacji Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT i Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Ogrodnictwa.

Reklama

Agnieszka Szulc z poznańskiego Zarządu Dróg Miejskich podkreślała w trakcie seminarium, że nie istnieją gatunki roślin całkowicie odporne na zasolenie. A szkodzi im nie tylko sól gromadząca się w ziemi, ale też ta, która osiada na nich, rozpryskiwana przez koła samochodów.

Zwróciła uwagę, że do niszczenia zieleni przez sól przyczyniają się też zarządzający nieruchomościami, którzy nielegalnie odgarniają śnieg z chodników na pasy zieleni. Nie bez winy jest też straż miejska, która często wymaga tak dokładnego odśnieżenia chodnika, że daje się to osiągnąć tylko przy użyciu soli. W efekcie jej stężenie w błocie pośniegowym w pobliżu dróg bywa wyższe niż w Bałtyku.

Z danych przedstawionych przez Szulc wynika, że koszty odtwarzania przyulicznej zieleni rosną wraz z ilością wysypanej zimą soli. W 2009 r. w Poznaniu zużyto jej 3,2 tys. ton. Wydatki na zieleń sięgnęły tego roku blisko 0,5 mln zł. W 2011 r. soli zużyto już 7,4 tys. ton - odtworzenie zieleni pochłonęło 2 mln zł.

Reklama

Aby chronić roślinność, często trzeba uciekać się do stosowania drogich rozwiązań, np. mat słomiano-foliowych, które zapobiegają przedostawaniu się zasolonego śniegu z dróg na pasy zieleni. Koszt zabezpieczenia jednego drzewa to ponad 130 zł. Szulc zaznaczyła jednak, że sól niszczy nie tylko rośliny, ale też miejską infrastrukturę - powoduje korozję przydrożnych słupków, znaków drogowych, metalowych barierek, latarni czy ekranów dźwiękochłonnych, więc rosną też koszty remontów.

W jej ocenie główną przeszkodą uniemożliwiającą zrezygnowanie z soli przynajmniej w tych miejscach, gdzie istnieje cenny drzewostan, jest roszczeniowa postawa mieszkańców, przyzwyczajonych do tego, że śnieg jest usuwany do tzw. czarnej nawierzchni.

"Mieszkańcom trzeba uświadamiać, że działania służby drogowej mają na celu jedynie łagodzenie skutków zimy, a nie całkowitą ich likwidację. Tak definiuje to Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Bez zmiany świadomości mieszkańców niczego nie da się zrobić" - powiedziała.

Reklama

Na warszawskie ulice pługosolarki wyjeżdżały ostatniej zimy ponad 60 razy, co kosztowało miasto ponad 90 mln zł. Ze względu na tak wysokie koszty prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz rozważała w mediach zrezygnowanie w przyszłości z odśnieżania dróg do czarnej nawierzchni i posypywanie ich żwirem. Za wzór podała wówczas kraje skandynawskie.



Paweł Klonowski z warszawskiego Zarządu Oczyszczania Miasta (ZOM odpowiada za utrzymanie ok. 1/3 stołecznych dróg - tych, którymi porusza się komunikacja miejska) poinformował podczas seminarium, że tej zimy warszawscy drogowcy będą zamiast soli stosować żwir, ale tylko na nieutwardzonych drogach. W sumie będzie to kilka kilometrów ulic - trzech na Białołęce (Chlubna, Szynowa i Zdziarska), dwóch w Wawrze (Podkowy i Przełęczy) i po jednej w Wesołej (Borkowska) oraz w Ursusie (Orłów Piastowskich).

Także w Poznaniu tej zimy będą testowane alternatywne metody odśnieżania. Jak poinformowała Szulc, będą to inne niż najbardziej szkodliwy chlorek sodu środki chemiczne, w tym chlorek wapnia oraz dwa rodzaje tzw. materiałów uszorstniających, czyli np. żwir lub piasek.

Szansy na wyeliminowanie soli z polskich dróg nie widzi Jan Bieńka z Instytutu Badawczego Dróg i Mostów. Podkreślił, że chlorek sodu jest w tej chwili najtańszym środkiem chemicznym, który można zastosować do odśnieżania na dużą skalę. Pozostałe, stosowane na przykład na lotniskach, są od niego kilkanaście razy droższe.

Zwrócił też uwagę, że paradoksalnie łatwiej jest utrzymać zimą czarną nawierzchnię dróg w Skandynawii, gdzie zimy są ostrzejsze, niż w Polsce. Chodzi o to, że w naszym klimacie zimą temperatura wielokrotnie wzrasta powyżej 0 st. C. W efekcie sól spływa wraz z topniejącym śniegiem z jezdni i trzeba ją ponownie rozsypać, by zapobiec powstaniu lodu, gdy temperatura znów osiągnie wartości ujemne.

Także Cezary Droszcz z Polskiego Związku Motorowego ocenił, że w Polsce trudno byłoby całkowicie zrezygnować z odśnieżania dróg do czarnej nawierzchni, m.in. ze względu na to, że nie jest dozwolone stosowanie opon z kolcami. Opony takie podnoszą przyczepność na zaśnieżonych i oblodzonych drogach. W Skandynawii stosuje się je od kilkudziesięciu lat.

Zwrócił także uwagę, że w Polsce w ogóle nie ma obowiązku używania opon zimowych, na którego wprowadzenie zdecydowali się m.in. Niemcy, Łotysze, Litwini i Czesi. W jego ocenie kierowcy często rezygnują z zakupu takich opon ze względu na ich koszt - cena kompletu to ok. 2 tys. zł.

Zdaniem Droszcza problem zasolenia można rozwiązać m.in. poprzez ograniczanie zimą dozwolonej prędkości na niektórych drogach - im niższa prędkość samochodu, tym słabiej rozpryskuje on stopiony, zasolony śnieg. W jego ocenie powinno się także zakazać stosowania soli na chodnikach - zakaz taki obowiązywał w Polsce w latach 80. XX.

Podczas seminarium zwracano też uwagę na nieprecyzyjne przepisy obowiązującego w Polsce prawa, m.in. na zapisy ustawy o drogach publicznych. Zobowiązuje ona zarządców dróg do "odśnieżania i zwalczania śliskości zimowej", ale nie określa efektów, jakie powinny zostać w tym zakresie osiągnięte. Podkreślono też, że zgodnie z prawem pługosolarki nie są pojazdami uprzywilejowanymi, co - zwłaszcza w ciągu dnia - utrudnia odśnieżanie.