Nowa ustawa o dopuszczeniu pojazdów do ruchu drogowego, którą opracowuje Ministerstwo Infrastruktury, miała skoncentrować rozrzucone w ponad 70 aktach przepisy regulujące obrót samochodami i częściami zamiennymi. Jej wejście w życie może się skończyć dla kierowców drastycznymi podwyżkami.
Kosztowna homologacja
Zenon Kosicki z firmy Intercars, największego w kraju dystrybutora części zamiennych, twierdzi, że w myśl nowych przepisów nie tylko każda linia, lecz nawet pojedyncza część wprowadzana do obrotu w naszym kraju będzie musiała przejść czasochłonny i kosztowny proces homologacji. Nawet jeżeli importer posiada europejską homologację albo jeżeli sprzedaje już od dawna elementy na naszym rynku, to po wejściu ustawy w życie procedury trzeba będzie przejść od nowa.
Na domiar złego na każdy typ części może być nałożony administracyjny haracz w kwocie 1000 euro. Taką opłatę pobierze dyrektor Transportowego Dozoru Technicznego, dotąd nic nieznaczący urząd, który w myśl nowych przepisów ma być batem na nieuczciwe firmy. Dyrektor będzie mógł wstrzymać dystrybutorom sprzedaż części. Wystarczy, że wyrazi wątpliwość, że w magazynach znajdują się części bez homologacji. – Wystarczy zatem donosik od konkurenta – mówi Kosicki.
Resort infrastruktury broni swoich racji. Ustawa racjonalizuje przepisy i jest wymuszona regulacjami unijnymi – wyjaśnia Mikołaj Karpiński, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury. I dodaje, że wysokość opłat krytykowana przez branżę to dopuszczalna kwota maksymalna. – W takim razie po co wpisano 1000 euro? – zastanawiają się eksperci i dodają, że w dyrektywie nie ma mowy o opłatach. A to nie wszystko.
– Projekt zawiera wiele wad w warstwie definicyjnej czy choćby spójnej interpretacji przepisów, które po prostu muszą być wyjaśnione w toku procesu legislacyjnego – mówi dyplomatycznie Alfred Franke, szef Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Samochodowych. Na razie nie chce wchodzić w szczegóły. Dokładną i długą listę zarzutów wobec dokumentu stowarzyszenie przedstawi bowiem w najbliższy poniedziałek.
– Tak to jest, gdy resorty biorą się za tworzenie prawa bez konsultacji z branżami, których akty prawne dotyczą – stwierdza Wojciech Drzewiecki, szef Instytutu Samar, monitorującego krajowy rynek motoryzacyjny.
Zapłaci klient...
Tyle że za te wszystkie niedomówienia zapłaci ostatecznie kierowca. – To naturalne, że wzrost obciążeń administracyjnych przerzucimy na klientów – nie skrywa Kosicki. Każda część podrożeje przynajmniej o 4 – 5 proc., bo skasowanie importerów za świadectwo to tylko część kosztów, jakie poniosą w związku z nowym prawem. O wiele więcej, bo kwoty idące nawet w setki tysięcy złotych, zostawią w instytutach badawczych, czyli przechodząc wszystkie procedury homologacyjne.
To zła wiadomość dla kierowców, i tak już w ostatnich latach mocno dotkniętych podwyżkami. Jak wynika z wyliczeń Forum „Motoryzacja dla Wszystkich”, trzy lata temu polski kierowca wydawał średnio rocznie na naprawy i obsługę samochodu 1354 zł, dziś – ponad 1600 zł. Z szacunków organizacji wynika, że 16 mln kierowców w naszym kraju to główne źródło dochodu dla państwa. W formie podatków (akcyza, VAT, opłata paliwowa) wpływa do budżetu ok. 50 mld zł rocznie.