Polski odpowiednik rosyjskiego "alkolasera", czyli urządzenia na odległość wykrywającego opary alkoholu w samochodzie, opracowali naukowcy z Wojskowej Akademii Technicznej.

Reklama

Jak mówi współtwórca wynalazku dr inż Jan Kubicki z Instytutu Optoelektroniki Wojskowej Akademii Technicznej, polskie urządzenie różni się nieco od rosyjskiego "alkolasera", którego prototyp został zaprezentowany pod koniec października.

"Oni to skonstruowali w formie tzw. suszarki, podobnej do ręcznych radarów policyjnych. My zaproponowaliśmy zestaw stacjonarny. To jest bramka, która z jednej strony składa się z urządzenia wysyłającego promieniowanie, a po drugiej stronie ulicy jest odbiornik, dokonujący analizy tego promieniowania, po przejściu przez wnętrze samochodu. Na górze znajduje się kamera, podobnie jak w fotoradarze. System, po wykryciu oparów w pojeździe wysyła informację do patrolu policji, czekającego dalej przy drodze" - tłumaczył naukowiec.

Hit! Polskim alkoradarem w pijaka za kierownicą! - czytaj dalej>>>



Jak dodał, zasada działania obu urządzeń jest podobna, oba analizują zmiany, jakie wywołało w wiązce lasera przejście przez powietrze, zawierające opary alkoholu. Jednak polski "alkolaser", czy raczej "alkoradar", dokonujący pomiaru przez boczne szyby samochodu byłby skuteczniejszy, niż rosyjska "suszarka" używana do pomiarów przez szybę przednią. Przy czym prędkość samochodu mijającego bramkę nie ma znaczenia.

"Impuls laserowy przemieszcza się z jednej strony ulicy na drugą z prędkością światła. W porównaniu z tym, samochód jadący z prędkością 150 km na godzinę praktycznie stoi. Żaden pijany kierowca się nie prześliźnie" - podkreślił Kubicki.

Inne
Reklama

Hit! Polskim alkoradarem w pijaka za kierownicą! - czytaj dalej>>>



Inne / Tomasz Gzell

Przy czym, jak mówił, chociaż projekt urządzenia został opatentowany i zaprezentowany na konferencji naukowej już w maju tego roku, to na razie nie ma widoków na produkcję bramek i zastosowanie ich na polskich drogach, bo uczelnia nie ma funduszy na wdrożenie wynalazku.

"Robiliśmy eksperymenty laboratoryjne, z których wynika, że urządzenie jest bardzo czułe i dokładne, ale nie mieliśmy żadnego finansowania. Żeby zbudować zestaw demonstracyjny, a następnie zamontować go i przetestować w realnych warunkach drogowych potrzeba ok. 1,2 mln złotych" - powiedział Kubicki.

Według niego, w przyszłości, gotowy zestaw, kosztowałby 100-200 tys. zł.