Szaleńczy rajd Roberta N. nie prowadził bezpośrednio do niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym - ustalił portal tvp.info na podstawie zeznań biegłego z zakresu ruchu drogowego, który analizował film z ulic stolicy. Jak twierdzi biegły, z całą pewnością doszło natomiast do wielokrotnego złamania przepisów przez kierowcę. Ostateczna opinia biegłych ma być gotowa dopiero 15 lipca.
Śledczy są już pewni, że to Robert N. siedział za kierownicą BMW - uważa portal i dodaje, że potwierdziło to kilka osób, w tym pasażer samochodu, który brał udział w szaleńczym rajdzie. Kierowca był poszukiwany, gdy zamieścił w internecie 12-minutowe nagranie, na którym widać, jak łamie przepisy - z prędkością ponad 180, miejscami 200 kilometrów na godzinę jeździ pod prąd, wyprzedza „na trzeciego” i przejeżdża skrzyżowania na czerwonym świetle.
Jeśli śledczy udowodnią Robertowi N., że mógł spowodować katastrofę w ruchu lądowym, może mu grozić do ośmiu lat więzienia.
Komentarze(9)
Pokaż:
Jesli jezdzenie pod prad i znaczace przekraczanie predkosci w miejscach o nasilonym ruchu nie prowadzi do katastrofy to prawo o ruchu drogowym mozna wsadzic do ogniska...
Czerwone światło, pod prąd przekroczenie szybkości kilkukrotne. I niewinny. Trzeba być brakującym ogniwem teorii Darwina, żeby stwierdzić, że "Szaleńczy rajd Roberta N. nie prowadził bezpośrednio do niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym". przypuszczam, że optyka "biegłego" byłaby inna, gdyby szczyl rozjechał "biegłemu" dziecko.
Nic dziwnego, że sądy wydają postanowienia takie jak wydają. Sędzia wyżej nerek nie podskoczy mając formalne uniewinnienie.