Kierowca dostaje pismo z logo Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (GITD) i podpisem inspektora oraz żądaniem wpłaty wskazanej kwoty (zwykle 100 lub 200 zł) na podane konto - opisuje "Rzeczpospolita".
Pisma docierają do osób, które rzeczywiście przyłapano na przekroczeniu prędkości. Ofiarą oszustów padli kierowcy m.in. z Warszawy, Tomaszowa Lubelskiego, z Łódzkiego i Dolnego Śląska.
Sprawę już bada prokuratura na warszawskim Mokotowie, którą po sygnałach od kierowców powiadomił GITD. Prokuratura zablokowała już konto, na które kierowcy wpłacali pieniądze.
- W kilku przypadkach pismo od oszustów trafiało do kierowców przed tym prawdziwym, a była sytuacja, że oba mandaty przyszły jednego dnia - mówi "Rzeczpospolitej" Wojciech Sołdaczuk, wiceszef mokotowskiej prokuratury.
Dodaje, że co najmniej kilka osób dało się nabrać i wpłaciło pieniądze na konto podane w fałszywym piśmie.
Osoby, które przelały pieniądze oszustom i tak muszą zapłacić prawdziwy mandat.
Skąd oszuści mogli mieć dane o tym, kogo zarejestrowały fotoradary? Śledczy wstępnie wskazują na Główny Inspektorat Transportu Drogowego.
- Dostęp do takich danych jest zabezpieczony. To, czy i w którym momencie doszło do ich ewentualnego ujawnienia, wykaże postępowanie prokuratorskie - powiedział gazecie Łukasz Majchrzak z GITD.
Jak poznać, czy pismo spreparowali i wysłali oszuści? W tych fałszywych brakuje informacji o ile dokładnie kierowca przekroczył dozwoloną prędkość. Logo też minimalnie różni się od prawdziwego - czytamy w dzienniku.