W opublikowanym we wtorek wywiadzie dla dziennika "La Repubblica" Marchionne odparł falę krytyki i zarzutów, że chce porzucić Włochy po tym, jak dyrekcja ogłosiła, że w związku z ciężkim kryzysem na rynku motoryzacyjnym rezygnuje z planów zainwestowania 20 miliardów euro w krajowe fabryki firmy.

Reklama

Deklaracja ta wywołała burzę oraz poważne obawy o przyszłość miejsc pracy we włoskich zakładach. Wyjaśnień zażądali ministrowie z rządu Mario Montiego oraz związkowcy. Niektórzy politycy i liderzy związkowi zarzucili kierownictwu turyńskiego koncernu zdradę włoskich interesów, nieodpowiedzialność i niedotrzymanie złożonych obietnic w sprawie wielkich inwestycji w krajowe fabryki i podwojenia liczby produkowanych w nich samochodów.

"We Włoszech rynek samochodowy pogrążył się w bezprecedensowym kryzysie, poszedł ostro w dół, powracając do poziomu z lat 70. Straciliśmy nagle 40 lat" - powiedział szef Fiata, tłumacząc powody rezygnacji z realizacji ogłoszonego ponad dwa lata temu projektu wielkich inwestycji, znanego pod nazwą Fabbrica Italia.

Przypominając o tym, że przed rokiem Włochy znalazły się w głębokim kryzysie finansowym, Marchionne zapytał następnie: "Czy ktoś chciałby, żeby Fiat w środku burzy zachowywał się spokojnie, tak jak wcześniej, gdy świeciło słońce?".

"Takie myślenie to idiotyzm albo despotyzm, nie ma w tym logiki" - dodał szef Fiata w odpowiedzi na liczne stawiane mu w tych dniach zarzuty. Komentując wyrażane obawy o miejsca pracy we Włoszech wyjaśnił: "W tej dramatycznej sytuacji nie mówiłem o zwolnieniach, nie proponowałem zamknięcia fabryk, nigdy nie mówiłem, że chcę wyjść z Włoch".

Odnosząc się do słów krytyki ze strony działaczy związkowych i polityków, oznajmił: "Dopóki dopóty atakują mnie, nie ma problemu. Ale niech zostawią Fiata, z szacunku i z łaski swojej".

Szef Fiata zauważył, że gdyby zgodnie z wcześniejszymi planami wprowadził na rynek kolejne nowe modele samochodów, spotkałby je taki sam los, jak nowej pandy, której produkcję przeniesiono z Polski do zakładu w Pomigliano d'Arco na południu Włoch. po zainwestowaniu w niego 800 milionów euro. "To najlepsza panda w historii - oświadczył - ale rynek jej nie bierze, bo rynku nie ma".

Reklama

"Gdybym takie inwestycje pomnożył przez cztery, gdybym działał z rozmachem, Fiat upadłby w 2012 roku" - ocenił dyrektor generalny.

Pytany o to, jak widzi przyszłość, przyznał, że "bardzo źle" w związku z drastycznym spadkiem sprzedaży samochodów.

Sergio Marchionne ujawnił strategię na najbliższą przyszłość, podkreślając, że jest ona ściśle związana z amerykańskim Chryslerem, z którym jego firma się połączyła. Poinformował, że stara się maksymalnie wykorzystać ożywienie na rynku motoryzacyjnym w USA i w ten sposób zapewnić "bezpieczeństwo finansowe" koncernu. To zaś - oświadczył - pozwoli mu "chronić obecność Fiata we Włoszech i w Europie w tym dramatycznym momencie".

Chodzi o to, "by przeżyć burzę przy pomocy tej części firmy, której idzie dobrze w Ameryce Północnej i Południowej, po to, by wspierać Włochy". Zapowiedział, że tę strategię przedstawi także rządowi Mario Montiego, który oczekuje wyjaśnień w związku z zaistniałą sytuacją.

Zdaniem szefa koncernu sytuacja nie zmieni się na lepsze przed 2014 rokiem. "Dlatego inwestowanie w roku 2012 roku byłoby zabójcze" - oświadczył.

"W tym roku Fiat zarobi łącznie ponad 3,5 miliarda euro, wszystko poza Włochami. 700 milionów euro straci natomiast w naszym kraju" - ogłosił dyrektor generalny.

Nowe szczegółowe plany strategiczne firmy, które zastąpią inwestycyjny projekt Fabbrica Italia, ma przedstawić pod koniec października.

Odnosząc się do zapowiedzi zmiany strategii koncernu przywódczyni największej włoskiej centrali związkowej CGIL Susanna Camusso oświadczyła w opublikowanym we wtorek wywiadzie dla dziennika "Unita": "jeśli Fiat zamierza zmniejszyć produkcję, rząd powinien zastanowić się, jak przyciągnąć innego producenta".

"Włochy zawsze uznawały za coś oczywistego, że samochody produkuje albo Fiat, albo nikt inny. Tymczasem trzeba krzewić przekonanie, że produkcja środków transportu w kraju nie może być rezultatem decyzji pojedynczej firmy" - powiedziała Camusso.