Koronawirus w Polsce wpłynął na zachowanie kierowców i ruch drogowy. Policja informuje, że tylko w Warszawie po ulicach jeździ mniej samochodów, a to przełożyło się na spadek liczby kolizji i wypadków.
– Mieliśmy dni, kiedy nierzadko odnotowywaliśmy nawet po 100 zdarzeń drogowych na ulicach. Ostatnia doba to łącznie 46 zdarzeń, co oznacza spadek rzędu powyżej 50 proc., a biorąc pod uwagę dni wcześniejsze ogólnie spadki w liczbie zdarzeń drogowych oscylują w granicach od 40 do 60 proc. – powiedział nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji.
Jak wygląda kontrola drogowa w dobie koronawirusa? Można zobaczyć na filmie policji. Mundurowi korzystają z rękawiczek i płynów dezynfekujących wydawanych podczas odprawy. Do badania trzeźwości kierowców funkcjonariusze używają alkomatów w jednorazowymi ustnikami.
– Ciągle nie brakuje kierujących w stanie nietrzeźwości. Nie dajemy wiary, że alkohol w organizmie to efekt właściwego używania płynu do dezynfekcji rąk – podkreślił Marczak.
Mniej samochodów, nie ma korków
Spadek natężenia ruchu dotyczy nie tylko Warszawy. Specjaliści z systemu dla kierowców Yanosik sprawdzili jaki jest średni czas przejazdu w najbardziej newralgicznych miejscach Poznania.
– Do badania skłoniły nas własne obserwacje. W naszym odczuciu jest znacznie mniej samochodów na ulicach Poznania i o wiele szybciej można dojechać z punktu A do punktu B. Postanowiliśmy więc sprawdzić czy nasze wrażenia mają odzwierciedlenie w liczbach. Wytypowaliśmy cztery najczęściej zakorkowane ulice w Poznaniu i sprawdziliśmy średni czas przejazdu – powiedział dziennik.pl Jakub Wesołowski z firmy Neptis operatora systemu Yanosik.
Pod lupę trafiły ulice: Naramowicka, Jana Pawła II, Królowej Jadwigi oraz Garbary.
– Jak się okazuje, średni czas przejazdu na wszystkich przebadanych odcinkach znacznie się skrócił. W niektórych przypadkach nawet o połowę. (...) W każdym przypadku czas przejazdu wynosił mniej niż 2 minuty, gdzie standardowo w porannych godzinach szczytu taka podróż trwała od 4 do 6 minut. Oznacza to, że poznaniacy w dużej większości pozostali w domach – ocenił Wesołowski.