Do wypadku doszło 22 lipca ubiegłego roku. Oskarżony prowadząc osobowego volkswagen jechał "pod prąd" pasem w kierunku Warszawy. Mężczyzna - jak ustalili śledczy - miał 1,5 promila alkoholu we krwi. Po kilkunastu kilometrach brawurowej jazdy, w Tokarni czołowo zderzył się z jadącym z przeciwka volkswagenem transporterem, którym kierował 35-letni mężczyzna podróżujący z 59-letnią kobietą. 35-latek zginął na miejscu. Przewodnicząca składu sędziowskiego Bożena Korowa-Surowska, podkreślała, że materiał dowodowy nie budzi wątpliwości odnośnie winy 31-latka.
Oskarżony spożył alkohol, w czasie zdarzenia miał 1,5 promila. Następnie wsiadł za kierownicę razem z pasażerka również znajdującą się w stanie nietrzeźwości. Przejechał w tym stanie 15 km. Oskarżony wjeżdżając na drogę ekspresowa z pewnością widział znaki drogowe, widział, że jechał pod prąd. Mamy nagranie na 4 minuty przed zdarzeniem. Już wtedy jedzie nie zgodnie z zasadami ruchu drogowego. Miał czas żeby się zreflektować, że stwarza zagrożenie dla ruchu – zaznaczyła sędzia. Sędzia zwracała uwagę, że Piotr M. umyślnie łamał zasady ruchu drogowego. Dodała, że mężczyzna dopuścił się tego czynu będąc wcześniej skazany za prowadzenie samochodu po wpływem alkoholu (w dniu wypadku mężczyzna wyszedł z więzienia - PAP). To bulwersujące. Co więcej na drodze jest pas zieleni. Oskarżony miał możliwość zjechania z drogi. Nie da się nie zauważyć, że jest się na drodze ekspresowej i jedzie w nieprawidłowym kierunku – mówiła sędzia.
Podkreśliła, że pokrzywdzony nie miał szans na uniknięcie zderzenia. Pokrzywdzony wyprzedzał samochód ciężarowy, w tym momencie na jego pasie pojawił się samochód jadący z naprzeciwka. Pokrzywdzony miał tylko jedną sekundę na reakcję. Nie był w stanie podjąć żadnych skutecznych manewrów – mówiła sędzia. Podkreślała, że orzeczenie jest surowe i ma uświadamiać, że społeczeństwo nie wyraża zgody na takie zachowanie. Oskarżony pędząc ku swojemu przeznaczeniu przypieczętował los pokrzywdzonego. Tacy kierowcy powinni być w ogóle eliminowani z ruchu drogowego – mówiła sędzia.
Tymczasem oskarżony w trakcie procesu tłumaczył się, że zdecydował się wsiąść po alkoholu do samochodu, ponieważ dostał telefon od siostry, która chciała, aby odwiózł jej auto. Zeznawał, że bał się, iż następnym razem siostra nie pożyczy mu samochodu.
Dla dwojga dzieci zmarłego kierowcy sąd zasądził 40 tysięcy złotych nawiązki. Wyrok nie jest prawomocny.