– Przepuszczałem karetkę jadącą na sygnale. Fotoradar zrobił mi zdjęcie. Najwidoczniej uznał, że przejechałem na czerwonym świetle, co jest absurdalne. Nie zamierzam przyjąć mandatu – opowiada kolejny.
Kierowcy są przyzwyczajeni, że fotoradar pstryknie im zdjęcie w momencie, gdy przekroczą dozwoloną prędkość. Być może stąd ich wątpliwości budzi jeszcze jedna funkcjonalność tych urządzeń – rejestracja przejazdu na czerwonym świetle. Część fotoradarów montowanych w ostatnim czasie w miastach przez straże miejskie sprzężonych jest z pętlami indukcyjnymi wtopionymi w asfalt. Tego typu urządzenia pojawiają się w kolejnych miastach, m.in. w Warszawie, Szczecinie czy Krośnie.
W momencie gdy sygnalizator zacznie się świecić na czerwono, pętle wychwytują wszystkie samochody, które po nich przejeżdżają. Grozi za to mandat w wysokości od 300 do 500 zł oraz 6 punktów karnych. W pierwszym opisywanym przez naszego czytelnika przypadku podinsp. Ryszard Piwowarczyk ze śląskiej drogówki nie ma wątpliwości: – Każdy kierujący musi dostosować prędkość do warunków panujących na drodze. Jeśli zapala się czerwone światło, należy zatrzymać się na linii warunkowego zatrzymania – mówi. Inaczej sprawa wygląda w drugim przypadku, gdy w grę wchodzi ustąpienie miejsca pojazdowi uprzywilejowanemu. – Jest to sytuacja nadzwyczajna i normalnie policjanci mogliby np. zastosować pouczenie – tłumaczy podinspektor. Problem w tym, że fotoradar takich ludzkich odruchów nie ma i może zrobić zdjęcie. Decyzja, co dalej z nim zrobić, należy do osób weryfikujących fotografię.
– Jeśli taka sytuacja zaszła, kierowca powinien nie przyjmować mandatu karnego i próbować wytłumaczyć sytuację. Nie powinno być problemem ustalenie, jaki konkretnie pojazd uprzywilejowany jechał w tym czasie, który przecież też przejechał na czerwonym świetle – mówi Piwowarczyk.
To samo radzą zresztą sami strażnicy miejscy. – We wskazanym przypadku, jeśli kierujący pojazdem otrzyma od straży wezwanie, ma prawo przedstawić swoje stanowisko w wyznaczonej placówce straży miejskiej. Każda sprawa jest rozpatrywana indywidualnie – mówi Monika Niżniak, rzecznik straży miejskiej w Warszawie. Aby zniwelować ryzyko wystawienia mandatu za niewinność, kontrola z wykorzystaniem pętli indukcyjnych jest dwuetapowa. – Przejazd przez linię warunkowego zatrzymania przy zapalonym czerwonym świetle wzbudza pętlę indukcyjną, wykonywane wtedy jest pierwsze zdjęcie. W celu uwiarygodnienia popełnienia wykroczenia przez kierowcę w odległości kilku metrów od pierwszej pętli wbudowana jest kolejna pętla. W chwili przejazdu pojazdu przez nią przy zapalonym czerwonym świetle wykonywane jest drugie zdjęcie – tłumaczy Monika Niżniak.
Tomasz Wajdowicz, komendant straży miejskiej z Krosna, przekonuje, że zdjęcie nie zawsze oznacza mandat. – Jeśli urządzenie zrobi tylko jedno zdjęcie, to nie jest dla nas wystarczający dowód, że kierowca przejechał skrzyżowanie na czerwonym świetle – mówi.
PRAWO
Ochrona danych wymaga ustawy
Prokurator generalny poparł wniosek rzecznika praw obywatelskich o stwierdzenie niezgodności z konstytucją art. 129g ust. 4 ustawy – Prawo o ruchu drogowym (t.j. Dz.U. z 2012 r., poz. 1137 ze zm.). Zdaniem RPO przepis nakładający na ministra transportu obowiązek określenia w rozporządzeniu sposobu i trybu przetwarzania przez Głównego Inspektora Transportu Drogowego utrwalonych obrazów – zdjęć z fotoradarów – i danych kierowców jest sprzeczny z przepisami konstytucji. Pierwszy z nich (art. 51 ust. 5) stanowi, że zasady i tryb gromadzenia oraz udostępniania danych osobowych określa ustawa. Drugi (art. 92 ust. 1 zdanie pierwsze) mówi o tym, że rozporządzenia są wydawane przez organy wskazane w konstytucji, na podstawie szczegółowego upoważnienia zawartego w ustawie i w celu jej wykonania. Powołując się na utrwaloną w orzecznictwie TK zasadę prymatu ustawy jako podstawowego źródła prawa wewnętrznego, prokurator generalny przypomniał, że parlament nie może w dowolnym zakresie przekazywać funkcji prawodawczych organom władzy wykonawczej. Stwierdził, że konstytucyjnie niedopuszczalne jest sformułowanie upoważnienia ustawowego, które upoważnia nie do wydania rozporządzenia w celu wykonania ustawy, ale pozwala na uregulowanie kompleksu zagadnień, co do których w tekście ustawy nie ma unormowań. Choć gromadzenie danych i wizerunków kierowców nie budzi wątpliwości, to sposób określenia szczegółów w rozporządzeniu, a nie w ustawie, już tak.